czwartek, 18 lutego 2010

ZaFraapowana filmami (4) - "Parnassus"

Reżyseria: Terry Gilliam, twórca pełnometrażowych filmów z udziałem Monty Pythona oraz takich perełek, jak na przykład „Jabberwocky”.
Wystąpili: Heath Ledger, Johnny Depp, Jude Law, Colin Farrell, Christopher Plummer, Tom Waits i inni.
Trailer:



Całość zapowiadała się naprawdę ciekawie, toteż Fraa ostrzyła sobie zęby na ten film od dłuższego czasu.

Tytułem wstępu należy tu zaznaczyć, że są dwa typy zwiastunów filmowych:
1. Wykorzystują wszystkie najlepsze sceny i po obejrzeniu trailera praktycznie nie warto iść do kina, bo i tak niczego nowego się nie zobaczy (tak jak to miało miejsce w przypadku filmu „9”, gdzie większość filmu wyglądała jak wypychacz dla trailera)
2. Sceny zostały wybrane metodą „co przyciągnie najwięcej widzów”, przez co całkowicie wypacza się wyobrażenie o całości, która niekoniecznie jest widowiskowa, a może być poruszająca w zupełnie inny sposób (świetnym przykładem jest tutaj „Labirynt Fauna” – zapowiadał się widowiskowy film fantasy, a wyszedł dramat)

Trailer do „Parnassusa” łączy oba te typy.
Lwia część zwiastuna zawiera fantastyczne sceny związane albo z historią życia doktora, gdzieś wśród niegościnnych, ośnieżonych szczytów, albo związane z samym cudownym Imaginarium. Jeśli ktoś byłby zainteresowany tym fantastycznym aspektem filmu, to niech nie idzie do kina. Niech włączy jeszcze raz trailer, bo w kinie niczego więcej nie zobaczy.
Z kolei upychając te sceny w zwiastunie kosztem zwykłego, życiowego dramatu starego człowieka, wypacza się wydźwięk całości. Jeśli ktoś chce iść pooglądać wytwory Imaginarium, to nie warto, bo ich tam wcale nie ma dużo. Film w większości rozgrywa się na ulicy. I w większości jest to opowieść o grupce ludzi, których przedstawienia nikt nie chce oglądać i wszyscy ich poniewierają. Byłoby wzruszające gdyby:
a) nie było nudne;
b) człowiek nie szedł do kina z nastawieniem na oglądanie widowiska rozgrywającego się w cudzej głowie.

Fraa jest naprawdę zawiedziona. Spodziewała się, że Imaginarium doktora Parnassusa będzie miało do zaprezentowania nieco więcej, niż Krainę Wielkich Butów i parę drabin. Fraa spodziewała się czegoś w klimatach „Alicji w Krainie Czarów”. Specyficznej szalonej, cyrkowej atmosfery. W końcu to miało być Imaginarium! Tak zachwalane przez chłopaczka w hełmie ze skrzydełkami, że widz miał prawo spodziewać się fajerwerków. Jak to było w tralerze: „A modern masterpiece” oraz – co najlepsze - „Magical & wonderful”. A na oficjalnej stronie filmu nawet: „A wild and wonderful fantasy – thoroughly entertaining”. Na bogów, jeśli Imaginarium ma być wrotami do świata wyobraźni, to przecież twórcy mają przeogromne pole do popisu, masę możliwości. Są ograniczeni jedynie wyobraźnią, tak? Cóż... Fraa ma niejasne wrażenie, że wyobraźni właśnie w tym filmie najbardziej zabrakło.

Jeszcze żeby film miał jakieś inne walory, choćby ciekawą historię rozgrywającą się w tym realnym świecie. Ale niestety – te momenty były dość nużące. A wizje z wnętrza Imaginarium sprawiały wrażenie wciśniętych na siłę, żeby nie wyszło na to, że cała produkcja to stary, smutny pan, jego dorastająca córka, niski człowieczek i dwójka zadurzonych w dziewczynie facetów, a wszyscy razem tkwią w starym wozie na ulicy i robią uniki przed lecącą główką kapusty.

Mimo świetnie zapowiadającej się obsady, Fraa pozytywnie może się wyrazić jedynie o panu Nicku, granym przez Toma Waitsa. Diabeł był rzeczywiście rozkoszny i Fraa nie mogła się oprzeć, żeby mu nie kibicować. Bo o pozostałych znanych nazwiskach trudno się wypowiadać: Johnny Depp, Jude Law i Colin Farrell byli tylko wymiennikami dla świętej pamięci Ledgera, więc pojawiali się na minutkę i znikali. Z wymienionej trójki największą rolę miał – niestety – Colin Farrell (Fraa nie ukrywa, że wolałaby któregokolwiek z pozostałych).
Inna rzecz, że w ogóle odgrywana przez tych czterech panów postać Tony'ego jest dość niejasna. Fraa do tej pory nie ma pojęcia, czy on tak naprawdę sprzedawał te dzieci na organy, czy go wrobili, jako że sam Tony się wypierał, a jedynymi dowodami były nagłówki gazet. Fraa czasem ma w rękach gazety, więc ma świadomość, jaką to ma wartość dowodową. Oczywiście Fraa nie ma nic przeciwko otwartym zakończeniom, zazwyczaj są intrygujące i zmuszają widza do myślenia. Niestety, zakończenie tego wątku w „Parnassusie” jest po prostu nieistotne. Obojętne. Fraa nie mogła wykrzesać z siebie odrobiny zaangażowania w historię Tony'ego.

I nie tylko jego. Fraa w żaden sposób nie zdołała się przywiązać do żadnej z zaprezentowanych w filmie postaci (no, oprócz wyżej wspomnianego diabła). Może dlatego, że wszystkie są do bólu typowe i nachalnie moralizatorskie w swojej wymowie.
Typ A: doktor Parnassus – zawiera pakt z siłami ciemności, pragnie rzeczy ponad miarę; morał: żyj po bożemu, nie zaprzedawaj duszy dla dziwacznych zachcianek.
Typ B: Valentina – dorastające dziewczę, w którym podkochuje się kolega, ale ona chce uciec od ojca, poznać świat i pewnie znaleźć bogatego, przystojnego męża; morał: szanuj ojca swego, nie szukaj szczęścia daleko, bo ono jest tuż-tuż.
Typ C: Anton – znaleziony na ulicy i przygarnięty przez doktora Parnassusa jako pomagier, podkochuje się w Valentinie; morał: uczciwą pracą i wytrwałością osiągniesz szczęście.
Typ D: Percy – jest prawie-karłem, więc jest mały i wredny, element humorystyczny; morał: Fraa przyzna, że nie ma tu pomysłu... „Mali ludzie są śmieszni” może być?
Typ E: Tony – fascynujący, tajemniczy, ma dar przekonywania, ale to tylko dlatego, że potrafi pięknie kłamać i zauroczyć kobiety; morał: nie ufać przystojnym amantom, są w głębi serca źli, lepiej kochać bezdomnego, uczciwego chłopca.To wszystko jest podane w filmie bardzo łopatologicznie. Fraa nie cierpi nachalnego moralizatorstwa.Podsumowując, Fraa bardzo się zawiodła. Spodziewała się zupełnie czegoś innego. Spodziewała się czegoś o wiele lepszego. Kiedy znajomi mówili: „Nie idź, jest beznadziejne”, Fraa mówiła: „E tam, zobaczymy, nie może być tak źle, przecież Terry Gilliam, no i jaka obsada, no i trailer wyglądał sympatycznie!” – teraz Fraa widzi, że bez mrugnięcia okiem dała się zrobić w człona, bo film naprawdę był beznadziejny.A polski podtytuł („Człowiek, który oszukał diabła”) jest trochę absurdalny, bo co jak co, ale doktor Parnassus żadnego diabła nie oszukał akurat...Co nie zmienia faktu, że Fraa nadal z przyjemnością ogląda trailer. Trailer jest przyjemny.



„– Percy, what would I do without you? 
– Get a midget.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...