sobota, 20 lutego 2010

Fraa w czytelni (3) - "Niezwykły przypadek doktora Jekylla..."

„Opowieści niesamowitych” ciąg dalszy. Tym razem nazwisko nieco bardziej znane od Mary Shelley, choć Fraa ma wrażenie, że większość ludzi będzie kojarzyła je głównie z „Wyspą skarbów”. Fraa jednak nigdy nie była fanką tej powieści (choć sama nie umie powiedzieć dlaczego, bo po prawdzie to by było w jej klimatach nawet...), a Roberta Louisa Stevensona poznała dzięki opowiadaniu „Niezwykły przypadek doktora Jekylla i pana Hyde'a”.

dr jekyll i pan hyde
Autor: Robert Louis Stevenson

Tytuł: „Niezwykły przypadek doktora Jekylla i pana Hyde'a”
Przekład: Maurycy Kulak
Tytuł oryginału: „The Strange Case of Dr Jekyll and Mr Hyde”
Język oryginału: angielski
Miejsce i rok wydania: Kraków 2002
Wydawca: Zielona Sowa
Seria: Opowieści Niesamowite

Fraa musi przyznać, że nigdy chyba nie widziała żadnej filmowej adaptacji tej opowieści, chociaż było ich całkiem dużo. Ale Fraa nawet „Hulka” nie widziała, więc najwyraźniej po prostu nie ma szczęścia do filmów opartych na tym motywie. Z drugiej strony, Arkadiusz Latusek w posłowiu chyba słusznie napisał, że „Niezwykły przypadek...” jest „jedną z tych książek, o których wszyscy wiedzą, a których nikt nie czytał”.Wedle informacji pochodzących od samego Stevensona, w 1886 roku (a więc siedemdziesiąt lat po domniemanym śnie Mary Shelley) pisarzowi przyśnił się zarys opowiadania o doktorze Jekyllu i panu Hyde. Stevenson zaprezentował jego spisaną, rozbudowaną wersję małżonce, Fanny, która jednak nie wyraziła się o dziele zbyt pochlebnie. Pisarz w furii spalił rękopis i napisał całość od nowa – i ta właśnie wersja ukazała się drukiem.Głównym bohaterem opowiadania jest właściwie nie doktor Henryk Jekyll, ale prawnik – pan Utterson. Czytelnik towarzyszy mu, kiedy ten od przyjaciela dowiaduje się o tym jak Hyde stratował dziewczynkę, oraz później, kiedy próbuje dowiedzieć się, kim właściwie jest ów mężczyzna i co go łączy z serdecznym przyjacielem mecenasa, doktorem Jekyllem. Znajomość Hyde'a i Jekylla wydaje się wszystkim bardzo dziwna, jako że doktor jest człowiekiem ogólnie szanowanym, uczynnym i miłym, natomiast wieści dotyczące Hyde'a są co najmniej niepokojące, a największą grozą zaczynają przejmować londyńskich gentlemanów, kiedy zostaje popełnione makabryczne, okrutne morderstwo w biały dzień.Czytelnik podąża za panem Uttersonem w jego dochodzeniu, stopniowo zapoznając się z kolejnymi liścikami i wiadomościami, aż w końcu dochodzi do prawdy, która okazuje się dużo bardziej szokująca, niż podejrzenia o szantażu czy innych tarapatach, w które mógł popaść doktor.

Fraa jest zdania, że „Niezwykły przypadek...” jest naprawdę porywającą lekturą, którą każdy może przeczytać choćby w tramwaju czy czekając na wizytę u dentysty. Fraa tylko trochę żałuje, że ogólny zarys tej opowieści jest powszechnie znany, bo przez to odpadła niepewność odnośnie tożsamości tajemniczego pana Hyde'a, a więc czytelnik towarzyszy Uttersonowi w dochodzeniu, ale znając już zasadniczą część intrygi. To w jakiś sposób zmniejsza emocje, choć nadal pozostaje napięcie i współczucie, plus dodatkowe poczucie czytelniczej bezradności pod tytułem „Wejdź tam i zabierz mu te cholerne prochy! Nie odchodź! Nieee!!”.Oczywiście dziełko Stevensona jest traktowane jako ponadczasowa opowieść o dwoistości ludzkiej natury, o konieczności współistnienia dobra i zła i tak dalej, aczkolwiek Fraa musi przyznać, że ten życiowo-moralizatorski aspekt, jakkolwiek nie można mu odmówić obecności w „Niezwykłym przypadku...”, najmniej ją porwał. Bardziej natomiast śledzenie, jak doktor Jekyll stopniowo coraz bardziej popada w obsesję rozdzielenia swojej dobrej i złej strony osobowości. Jak czuje się zmęczony koniecznością ukrywania części swoich pragnień i jak – z ogromnym samozaparciem i wytrwałością – dąży do spełnienia projektu, którego śmiałość przerasta wyobrażenia wszystkich przyjaciół. Projektu, który przynosi doktorowi wiele bezsennych nocy oraz niewyobrażalną samotność, jako że z nikim nie może podzielić się swoimi problemami. Jak – po pozornym spełnieniu tego marzenia – przedsięwzięcie zaczyna go przerastać.Istotną kwestią, która jest wyraźnie podkreślona w opowiadaniu, to fakt, że pan Hyde nie jest tak naprawdę jakoś fizycznie zdeformowany. Jest drobnym człowieczkiem o zwinnych ruchach, nerwowym, a kiedy mówi, mówi zachrypniętym szeptem. I to tyle. To co sprawia, że wszyscy po prostu wiedzą, że Hyde jest zły, to coś niecielesnego. To jakaś niesamowita aura, która otacza mężczyznę. Może coś w złowrogim uśmiechu, może coś w spojrzeniu, ale kiedy człowiek znajduje się obok Hyde'a, nie może powstrzymać obrzydzenia i nienawiści do niego. Dotyk Hyde'a budzi lodowate dreszcze, a sam widok sprawia, że ciarki przechodzą po plecach. Utterson wierzy, że to wynik złej duszy, która zamieszkuje ciało.Atmosfera „Niezwykłego przypadku...” jest przesycona tajemnicą. Gentlemani wymieniają się informacjami, rozmawiają, najczęściej jednak nie-mówią, niż mówią. Nie chodzi o to, że milczą. Po prostu widać wyraźnie, że coś wiedzą, czasem nawet sami to przyznają, ale wzbraniają się od udzielenia szerszych wyjaśnień. Powody są różne: że przyjaciel, że tajemnica zawodowa. Krążą między nimi listy, które mają być otwarte jedynie w przypadku śmierci nadawcy. Czytelnik może mieć przeczucie, że przecież gdyby otworzył tę kopertę od razu, zamiast czekać, to pewnie wszystko by było wyjaśnione, kto wie – może nawet dałoby się jakoś pomóc Jekyllowi. A jednak trzeba czekać, bo gentleman nie złamie danego słowa. Bohaterowie spacerują po zamglonych uliczkach Londynu, przyjmują się w eleganckich gabinetach... i to właściwie tyle.Opowieść dopełniają dwie relacje, które ostatecznie czyta Utterson: jedna jest sporządzona przez wspólnego przyjaciela prawnika i doktora, Lanyona, a druga – przez samego Jekylla. Zwłaszcza ta ostatnia ma ogromną wartość – w niej bowiem doktor wyjaśnia dokładnie genezę „narodzin” Edwarda Hyde'a.Fraa była bardzo poruszona po pierwszym czytaniu „Niezwykłego przypadku...”, tak samo zresztą po drugim. Tragedia ich obu – Jekylla oraz Hyde'a – jest nieco podobna do tej, która dotknęła doktora Wiktora Frankensteina: czytelnik ma do czynienia ze zdolnym, lubianym i szanowanym człowiekiem, którego życie doprowadza do szaleństwa, a szaleństwo – do straszliwych eksperymentów, które wzbudzają wstręt przyjaciół bohaterów. Bohaterowie są zdani tylko na siebie i muszą zmierzyć się z tym, co sami stworzyli. Hyde'a na swój sposób jest jak monstrum Frankensteina, z tą różnicą, że Hyde rzeczywiście jest zły, podczas gdy Frankenstein był jedynie nieszczęśliwy i bardzo skrzywdzony przez ludzi.Fraa ma tylko jedno, malutkie zastrzeżenie – ale to już kwestia wydania: dwie literówki jak na 66 stron opowiadania, to o dwie za dużo. Tym bardziej, że jedna z nich pojawia się w imieniu tytułowego bohatera, który jest nazwany „Jekkyl”.W każdym razie Fraa ocenia opowieść Stevensona nad wyraz pozytywnie i chyba w końcu będzie musiała się zainteresować ekranizacjami, bo musi przyznać, że jest ich dość ciekawa. W którą stronę z przeróbkami poszli reżyserzy – na plus czy na minus? Czas pokaże.




„Chociaż niewątpliwie dwulicowy, nie byłem obłudnikiem. Obie moje połowy postępowały najzupełniej szczerze. Byłem sobą, gdy zerwawszy tamy, nurzałem się w brudzie. Ale byłem też sobą, gdy w jasnym świetle dnia pracowałem nad postępami nauki lub niosłem ulgę cierpieniom i nędzy. Badania prowadziłem wyłącznie w dziedzinie zjawisk metafizycznych i tak się złożyło, że rozwój ich rzucił potężny snop światła na tę stałą wewnętrzną walkę toczoną przez moje dwie połowy. Z dnia na dzień moralna i intelektualna świadomość zbliżała mnie do prawdy, której częściowe poznanie stało się później powodem straszliwej katastrofy – do prawdy, że człowiek to nie jedna, ale dwie istoty.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...