Trudno być bogiem - okładka |
Autor: Arkadij i Borys Strugaccy
Tytuł: Trudno być bogiem.
Drugi najazd Marsjan
Tytuł oryginału: Трудно быть богом. Второе нашествие Марсиан.
Tłumaczenie: Irena Piotrowska
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1983
Wydawca: Czytelnik
Trudno
być bogiem braci
Strugackich omijałam do tej pory głównie z niejasnej obawy, że to będzie
kolejna powieść, której nie zrozumiem i nie będę miała pojęcia, jak do niej
później podejść. Tak właśnie miałam ze Ślimakiem
na zboczu, o którym nawet przez jakąś krótką chwilę chciałam coś napisać,
ale szybko okazało się, że nie umiem sklecić zdania na jego temat. Trauma trwa
do dziś. W końcu jednak postanowiłam się przełamać, tym bardziej, że Ulv zawsze
wypowiadał się o Trudno być bogiem w
samym superlatywach i co najmniej kilka razy mi tę pozycję polecał.
Fabuła
powieści kręci się wokół niejakiego Antona, czyli don Rumaty, wysłanego przez
bliżej nieokreślony Instytut jako Obserwator na odległą planetę, dla której
Słońce jest jedynie jedną z setek migoczących na niebie gwiazd. Anton, ma się
rozumieć, nie jest sam – na obserwowanej planecie funkcjonuje cała siatka wysłanników
z Ziemi, jednak ich kontakty są dość ograniczone. W ramach – równie
enigmatycznego co sam Instytut – Eksperymentu, Ziemianie mają obserwować
mieszkańców owej planety. Obserwować, przesyłać obraz na Ziemię, wniknąć w to
społeczeństwo. Problem polega na tym, że to miejsce w kosmosie zamieszkują
ludzie (och, czy aby w ogóle można nazwać ich ludźmi?) znacznie zacofani w
stosunku do przybyszów z Ziemi. Ich feudalne społeczeństwa cierpią pod jarzmem
okrutnych dyktatorów i błądzą, nie umiejąc przeobrazić się w wolne narody.
Jeśli, na ten przykład, minister don Reba umyślił sobie, że w całym państwie
trzeba powywieszać na przydrożnych drzewach wszystkich, którzy potrafią czytać –
tak się dzieje. A don Rumata – oraz inni Obserwatorzy – mają bardzo wyraźny
zakaz ingerowania w przebieg wypadków i jedyne, co mogą robić, to przyglądać
się bezsensownemu okrucieństwu, wszechobecnemu brudowi i ludziom bez żadnych
własnych poglądów i bez zasad.
Tym
sposobem w powieści sygnalizuje się kilka problemów: pierwszym jest,
oczywiście, tytułowe bycie bogiem: czy Ziemianie, którzy dysponują odpowiednimi
środkami i przewyższają mieszkańców obserwowanej planety pod niemal każdym względem,
nie powinni przeciwdziałać jakoś temu ogromowi nieszczęść, jaki przetacza się
po Arkanarze? Bądź co bądź są o całe wieki rozwoju cywilizacji mądrzejsi – w związku
z tym czy nie spoczywa na nich odpowiedzialność za losy tych, którzy są słabsi?
Z drugiej strony: ingerencja byłaby lepieniem społeczeństwa na swój obraz i
podobieństwo (też przecież mocno niedoskonały!), odarciem niczego nieświadomych
ludzi z wolności, indywidualizmu, z możliwości samodzielnego pokonania
trudności.
Ale z
tym zagadnieniem łączy się kilka innych.
Na
przykład funkcjonowanie don Rumaty w Arkanarze. Oto Anton musiał wcielić się w
obrzydliwie bogatego szlachcica, pomiatającego chłopstwem i śmierdzącymi
mieszczanami. Don Rumata jest zmuszony do robienia rzeczy, które w Antonie
budzą odrazę. Początkowo – bo prawdziwy dramat zaczyna się, kiedy Anton
uświadamia sobie, że pewne zachowania przychodzą mu coraz łatwiej, coraz
naturalniej. Kto wie? Może niedługo całkowicie upodobni się do mieszkańców
Arkanaru? Dla mnie siedzi w tym niezwykła tragedia, która prawdę mówiąc dużo
bardziej mnie poruszyła niż sam problem traktowania obserwowanego społeczeństwa
przez Ziemian. Pojawia się pytanie, jak bardzo człowiek jest w stanie się
ufajdać w bagnie, by osiągnąć swoje cele – być może nawet całkiem chwalebne.
Ciekawą
sugestią tutaj jest wzmianka o Eksperymencie – na kim właściwie przeprowadza
się ten Eksperyment? Na ludziach z Arkanaru czy też na Obserwatorach? Ta druga
koncepcja jest właściwie dość przerażająca, ale wcale nie taka
nieprawdopodobna, choć tu już czytelnik właściwie ma pewną dowolność, w co
zechce uwierzyć.
Innym
zagadnieniem, o które ociera się powieść, jest samo pojęcie dobra i zła. Bardzo
zgrabnie autorzy pokazali, że to co jest dobrem dla jednego, zawsze będzie złem
dla innego i trudno obiektywnie ocenić, którego dobro jest… no… lepsze.
Sporo
uwagi poświęca się w powieści ogólnie rozwojowi ludzkości, roli wiedzy i nauki
w dziejach świata – choć wszystko rozgrywa się na obcej planecie, czytelnik
trafia na bardzo znajome obrazki poetów, którzy zmuszeni byli spalić swoje
dzieła i obecnie chałturzą na królewskim dworze, klecąc marne wierszydła
pochwalne, czy też malarzy, którzy dokonują żywota pacykując zawsze takie same
portrety monarchy. W ogóle z całej powieści przebija dobrze wszystkim znana,
całkowicie ziemska historia, a właściwie jedne z najsmutniejszych jej momentów –
a to sprawia, że Trudno być bogiem
jest tak naprawdę tekstem ogromnie przygnębiającym. Z jednej strony mamy
Ziemian, którzy chcieliby i mogliby coś zrobić, ale doskonale wiedzą, że nie
wolno. Z drugiej strony zaś społeczeństwo Arkanaru, które pędzi na łeb na szyję
ku własnej zgubie, bo nie ma w tych ludziach jeszcze instynktu gromadzenia się
i walczenia o swoje. Pojedynczy buntownicy są raczej postaciami tragicznymi,
tak jak Arata, który zresztą w doskonałej rozmowie z don Rumatą wyjaśnia mu,
dlaczego nie podoba mu się ingerencja z zewnątrz – a w każdym razie taka
częściowa. I że jeśli Ziemianie mają od czasu do czasu kogoś uratować i nic
poza tym, niech lepiej wracają do siebie. Ba!, Arata nie będzie jedynym, który
zasugeruje Antonowi, że Ziemianie powinni wrócić do siebie i dać spokój ludziom
z Arkanaru i okolic. Przebija w tym wszystkim ogromny smutek, ale też
determinacja: może i popełnimy jeszcze mnóstwo błędów, ale poradzimy sobie
sami. Dam radę.
Tym
wyraźniej rysuje się kontrast między Trudno
być bogiem a drugą powieścią w książce, czyli Drugim najazdem Marsjan.
Jest to tekst, przynajmniej na pierwszy rzut oka, najzwyczajniej w świecie
zabawny. Co prawda dalej nie ogarniam, dlaczego bohaterowie noszą imiona takie
jakie noszą, ale na przemyśliwanie o tym przyjdzie jeszcze czas. Powieść –
powiastka właściwie, bo to bardzo krótki tekst – stanowi z kolei rzut oka na
społeczeństwo tracące niepodległość. Rzut oka mocno w pigułce. Historia zamyka
się w dwóch czerwcowych tygodniach, a czytelnik śledzi dzień po dniu poczynania
niejakiego Apollina Feba, jego obserwacje i wnioski, które zapisuje w
dzienniku. Mimo pozornie absurdalnej sytuacji i zabawnych wątków (niezmiennie
bawił mnie Kalaides, który zapytany o coś wyduszał z siebie odpowiedź dotyczącą
rozmowy sprzed kilku godzin, że o wiecznie natrąbionym Minotaurze nie wspomnę)
znów całkiem łatwo dostrzec echa przykrych momentów z historii Europy. Narracja
Feba sprawia, że żadnego z bohaterów nie da się jednoznacznie ocenić, ponieważ
i Apollo ich nie ocenia – w jednej chwili gniewa się na kogoś, by następnego
dnia uznać, że to właściwie bardzo w porządku człowiek i nawet trochę go
szkoda. Wszyscy są tak naprawdę jednakowo głupi, ale jeśli się nad tym
zastanowić, człowiek dochodzi do wniosku, że sam w analogicznej sytuacji byłby
równie głupi. Jednak tekst jest na tyle lekko i zabawnie napisany, że czytelnik
wcale nie zapada się w jakichś strasznych refleksjach na ten temat, tylko
płynie wraz z powieścią aż po ostatnie zdanie. Fantastyczny oddech po ciężkim Trudno być bogiem.
Bracia
Strugaccy jeszcze nigdy mnie nie zawiedli. I tym razem jestem bardzo zadowolona
z lektury, ze spotkania z bardzo różnorodnymi i pełnymi życia bohaterami, a
także z mniej lub bardziej poważnie postawionymi istotnymi pytaniami. Jakkolwiek
rozkminy socjologiczne najogólniej niezbyt mnie jarają, to jednak Arkadij i
Borys Strugaccy podali to w ten sposób, że trudno się nie wciągnąć. 9/10.
Wpis powstał w ramach wyzwania czytelniczego Eksplorując nieznane.
Chłopcy nie odpowiedzieli. Po chwili
Paszka zapytał półgłosem:
– Tolek, co tam było za znakiem?
– Wysadzony most – odpowiedział Anton. –
I szkielet faszysty przykuty łańcuchami do karabinu maszynowego. – Zamyślił się
i dodał: – Karabin cały wrósł w ziemię…
– No tak… – mruknął Paszka. – Bywa. A ja
tam pomogłem jednemu facetowi naprawić samochód.
No nie, robisz mi konkurencję! :D
OdpowiedzUsuńA tak serio, recka chyba pełniejsza od mojej, wstyd mi. :) Tak sobie teraz siedzę i rozmyślam nad tymi pytaniami moralnymi z książki...Chyba każdy może sobie na nie odpowiedzieć po swojemu. Bracia Strugaccy niczego nie narzucają, po prostu wprowadzają czytelnika do swojego świata. I dlatego to chyba jest tak dobra książka.
Zapewne między innymi dlatego. :)
Usuń