piątek, 13 czerwca 2014

Fraa w czytelni (83) - "Paradyzja"

Autor: Janusz A. Zajdel
Tytuł: Paradyzja
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2013
Wydawca: Bookrage

Przepraszam. Naprawdę przepraszam wszystkich wielbicieli Zajdla. Nie wątpię, że był prekursorem fantastyki socjologicznej w Polsce. Nie odmawiam mu wielkości. Po prostu nie będzie między nami namiętnego związku i już. Niestety, Paradyzja nie zdołała zmienić mojego nastawienia – a jeśli jej się to nie udało, to nie wiem, który tytuł zdołałby tego dokonać. Nie mówię, że nie będę już próbowała – bądź co bądź, w pakiecie z Bookrage’a zostało mi jeszcze parę pozycji. Ale ja już na nic nie liczę.

Żeby nie było: tym razem przynajmniej dostałam powieść, która faktycznie była powieścią, a nie powieścią w powieści. Pojawiło się co prawda krótkie opowiadanie sci-fi w powieści, ale nie stanowiło głównego trzonu konstrukcyjnego. Szkatułki były fajne, ale gdybym trzy razy z rzędu się na nich rozbiła, chyba zaczęłoby mnie to nudzić.
Tym razem opowieść rozwija się bardziej klasycznie: oto literat z Ziemi, Rinah Devi, dostaje przepustkę na tajemniczy świat zwany Paradyzją – w zamierzeniu kolonię, ale w rzeczywistości zupełnie autonomiczną, sztuczną planetę. Ma napisać o niej książkę, toteż musi zrobić risercz – i Paradyzyjczycy całkiem gorliwie współpracują, bo zależy im, żeby nie napisał o nich bzdur.
Czytelnik towarzyszy Rinahowi w jego zwiedzaniu dziwnego świata.

Teraz już pojadę spoilerami, więc jak coś, to ten… żeby nie było, że nie ostrzegałam!

Mój główny problem z tą powieścią: czytałam przedtem Całą prawdę… – tym samym praktycznie od samego początku doskonale wiedziałam, na czym polega cały trik. Powielenie pomysłu było, moim zdaniem, fatalną decyzją autora. Szczególnie że przecież właśnie ta kryjąca się pod utopijnym płaszczykiem intryga jest niezmiernie ważna. Co to za frajda: odkrywać ją wraz z Rinahem, skoro już się zna jej rozwiązanie? Zgoda, może nie ze wszystkimi detalami, ale to było aż nazbyt oczywiste: cały ten Cortez nie był żadnym zbawcą, tylko sukinsynem, który chciał sobie porządzić plebsem (wcale nie jak Jedynka z Całej prawdy…), obudzonym z hibernacji ludziom powiedziano, że są w dupie i muszą tymi rencyma zbudować kolonię w dużo trudniejszych warunkach, niż to pierwotnie obiecała Ziemia (zupełnie nie jak kolonistom z Całej prawdy…), przez kolejne lata pokazuje się kolonistom, że Ziemia to samo zło, syf, kiła i cykliści (wcale nie jak… łapiecie schemat?), bohater-badacz odkrywa, że to wszystko łgarstwo, odkrywa prawdę i… i nic z tym nie robi. I czytelnik żegna się z wykreowanym przez Zajdla światem dokładnie w momencie, w którym mógłby być jakiś punkt kulminacyjny. To jest dokładnie to samo, co Cała prawda o planecie Ksi!
Nie przeczę, że w detalach było nieco lepsze. Przede wszystkim, o wiele lepiej spełnia rolę fantastyki socjologicznej. Wreszcie dostajemy społeczeństwo, w które choć trochę można uwierzyć. Jasne, znów pojawia się założenie bierności ludzi, w dodatku powiedziane całkowicie wprost:
„Wiedząc, że nie sposób niczego zmienić, człowiek przestaje wysilać umysł nad bezowocnymi spekulacjami i zaczyna urządzać się najlepiej, jak to możliwe w danej sytuacji.”
Ale to na szczęście tylko słowa jednego z bohaterów, a rzeczywistość okazuje się bardziej skomplikowana. Tego skomplikowania brakowało mi w Całej prawdzie…. Tutaj czytelnik dowiaduje się, że na początku byli koloniści, którzy chcieli wracać na Ziemię zamiast budować Paradyzję. Byli też tacy, którzy nie wierzyli w wersję Corteza. Pojawiają się młodzi gniewni, którzy – choć nie mają możliwości na jawny sprzeciw – potrafią przechytrzyć cały wielki System Zabezpieczeń. Jest coś w rodzaju podziemnej opozycji. Bah!, nawet jeśli ktoś nie próbuje zwalczać istniejącego stanu rzeczy, i tak zna różne malutkie sztuczki, które pozwalają tu i ówdzie powiedzieć coś niedozwolonego albo „zniknąć” na jakiś czas wszędobylskim kamerom. W ogóle bardzo podobał mi się patent koalangu – wraz ze związanymi z nim problemami poetów: jak tu tworzyć wiersz, skoro przeciętna wypowiedź przypadkowego przechodnia jest tak naszpikowana metaforami, aluzjami, symbolami i Jeżuś wie czym jeszcze, że praktycznie może uchodzić za poezję? Ten dylemat był zasugerowany tylko raz  nie miał specjalnego znaczenia dla fabuły, ale serio daje do myślenia.

Również bohaterowie dali się lubić. A nawet jeśli nie lubić, to w każdym razie wzbudzali jakieś emocje. Najsłabiej chyba wypadł sam Rinah, bo wydawał mi się nieco głupawy. Może taki miał być, a może niesprawiedliwie go oceniam, bo przecież to ja znałam rozwiązanie zagadki, a nie on. Z drugiej strony, z Coriolisem wymyśliłam wcześniej od niego. Inna sprawa: dlaczego musiał dopiero wyobrazić sobie imię „Coriolis” napisane przez „K”, by załapać, co jest na rzeczy? Przecież nie był Polakiem. Sądząc po jego pochodzeniu, „C” powinno być zupełnie w porządku. Ot, taki tam czep, ale jakoś mnie uderzył. Jak polski autor pisze o niepolskich bohaterach, to trzeba pamiętać, że nie powinni podlegać polskim skojarzeniom czy zasadom języka. Wspominanie o szklanych domach, które pojawiły się „w którymś ze starych ziemskich utworów literackich” też wydało mi się raczej śmieszne.

No i przyznam, że ciągle nie rozumiem: w opowiadaniu Nikora (Nikor Orley Huxwell, co uważam za urokliwy motyw, ale ja zawsze lubiłam takie rzeczy) bohaterowie przenieśli się na inną planetę, w innym układzie i tam wybudowali nowe miasto, o którym mieli powiedzieć ludziom, że to nowa wersja ich sztucznej planety. Nie do końca wiem, jak dalece mogę fabułę tego opowiadania przekładać na historię Paradyzji. Chodzi mi głównie o te przenosiny na inną planetę… To chyba już w istocie była fantastyka Nikora? Bo przecież lecąc na Paradyzję, trzeba ustalać jakiś kurs, trzeba lecieć dokądś. Nie da się tak po prostu polecieć do punktu A i wylądować w punkcie B… To był fragment, który wpędził mnie w pewną konfuzję. Choć nie wykluczam, że czegoś nie doczytałam albo za bardzo czerpię z opowiadania. Sama nie wiem.

Słowem: Paradyzja jest lepsza niż Cała prawda…, ale boleśnie powiela tamten schemat. Przez to niczym nie zaskakuje. Plus jest irytujące, że kończy się w tym samym punkcie: wiemy, o co chodzi, ale nic z tego nie wynika. Bohater odwala trochę takie: Screw you guys, I’m going home. Cartman approves. Szkoda, bo ja bym chciała wiedzieć, co dalej stało się z tym (niemal) doskonale kontrolowanym społeczeństwem i co wynikło z tego, że ktoś odkrył prawdę.
Panie Zajdel, z bólem zawiadamiam, że nie jesteśmy sobie przeznaczeni.


Notka popełniona w ramach wyzwania czytelniczego „Eksplorując nieznane”.





– Szary anioł przyśnił mi się nieostrożnie – mówił młody mężczyzna do siedzącej naprzeciw dziewczyny.
– Przestrzeni skrawek pustką się wypełnił?
– Mimo przeszłości myszki w czasowniku rozprzestrzenionej od krańca po kraniec, kotara głosu mej dłoni nie tknięta, tęsknoty hieny pozostały przy niej.
– Słodycz nieśmiała wilgoci wśród kęp torfowiska.

7 komentarzy:

  1. Spróbuj "Limes inferior", dla mnie jest znacznie lepsze niź "Cała prawda…". Zbiór opowiadań "Z pierwszej ręki" też jest dobry, bo to opowiadania, więc inny kaliber.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, "Limes inferior" w takim razie leci jako kolejny. :)

      Usuń
  2. Och, szkoda, że tak bardzo skoncentrowałaś się na podobieństwie do "Całej prawdy...".

    Dla mnie "Paradyzja" to jeden z lepszych opisów totalitarnego społeczeństwa, które działa, funkcjonuje i się dzieje. Książka jest pełna smaczków dotyczących totalnej inwigilacji. Algorytmy, które same się uczą, stają się doskonalsze, po to by nas lepiej "chronić". Futurystyczne urządzenia, które śledzą każdy nasz krok, oczywiście dla naszego bezpieczeństwa. Wizja dwudziestoczterogodzinnego nadzoru, która teraz spełnia się na naszych oczach i przy naszym bardziej lub mniej biernym udziale została zapowiedziana w "Paradyzji". Już pisałem o tym u siebie, że chciałbym poznać opinię Zajdla o naszej współczesności, w której oddajemy naszą prywatność w ręce korporacji za wygodę i za darmo.

    Dodatkowo to świetny pastisz rzeczywistości PRL, z jej obłudą, z jej hipokryzją i tłumaczeniami, ze za wszystko odpowiedzialny jest Obcy, Inny, wróg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żałuję, ale te podobieństwa mi się szalenie mocno nasuwały - miałam wrażenie, że czytam remake tej samej książki.
      Choć fakt, że jest dużo lepiej zrealizowana od "Całej prawdy...". Nie zgadzam się co prawda, że jest tak super przedstawione to totalitarne społeczeństwo, ale już tak prawie-prawie. Nie są to ludzie aż tak bierni, jak w tych tekstach Zajdla, które czytałam do tej pory. Perfekcja jeszcze to nie jest, ale i tak fajnie.

      Usuń
  3. Hmmm.Nie chcę się czepiać,ale czytałaś książkę albo po łebkach albo dawno temu,bo piszesz bzdury.
    Gdzie w książce było,że Rinah musiał sobie wyobrazić Coriolisa napisanego przez K?
    Oto cytat z "Paradyzji: "Ale Koriolis?.Przymknął oczy i nagle zobaczył to słowo napisane przez duże "C" na początku".
    Więc raczej było odwrotnie niż Ty twierdzisz.
    Co do szklanych domów,to aluzja raczej do Zamiatina i jego powieści "My" (co sugeruje tematyka "Paradyzji") niż do Żeromskiego.Więc raczej nie jest to śmieszne.
    A opowiadanie Nikora to czysta fantazja,ale ponieważ zawarta w nim historia niebezpiecznie przypominała historię Paradyzji więc profilaktycznie zesłano Nikora na Tartar.
    To tyle wyjaśnień.Wiesz,może Ci się książka nie podobać,ale przydałoby się skoro już się bierze ją na warsztat zrobić to rzetelnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, zaplątałam się z tym "K" i "C" - jakoś źle zdanie napisałam i wyszło na opak. Ale jeśli przeczytasz cały akapit, powinieneś ogarnąć, że myśl jest zgodna z treścią książki: facet - niepolskojęzyczny - nie zrozumiał w pierwszym rzucie słowa "Coriolis". To głupie już zupełnie abstrahując od tego, skąd się bohater wywodził.

      Aluzje mają to do siebie, że każdy czytelnik może je sobie zinterpretować po swojemu, więc cóż. Mnie to nadal bawi.

      Odnośnie opowiadania Nikora - nie odniosę się, bo tekst czytałam ponad rok temu, więc prawdę mówiąc ledwo pamiętam, kim był Nikor.

      Pozdrawiam Anonima i dziękuję za pozwolenie na to, by książka mi się nie podobała. ;)

      Usuń
    2. Spoko,zawsze do usług :)
      Zgadzam się z Tobą,że każdy ma prawo interpretować książkę po swojemu.I nikomu nic do tego.Ale dla mnie te szklane domy to od razu Zamiatin,a nie Żeromski.Przecież on nic nie pisał o tym,że szklane domy miały służyć kontrolowaniu społeczeństwa,Zamiatin zaś tak.Ale OK,możesz sobie tak interpretować.Paradoksalnie może nawet się okazać,że to Ty masz rację i Zajdel nawiązywał tu do Żeromskiego(niestety nie ma jak tego sprawdzić),ale to i tak nie zmieni mojej interpretacji.
      Co do Coriolisa mogę się zgodzić,że facet powinien szybciej zajarzyć o co chodzi,ale też nie ma co rozdzierać szat.Nie każdy musi być super umysłem,żeby w sekundzie coś sobie skojarzyć.I myślę,że tak w sumie wyszło ciekawiej.
      A tak na marginesie moim zdaniem zakończenie jest dobre.Beznadziejne popełnił Zajdel w "Limes Inferior".Tam to wgl chyba nie wiedział jak skończyć i wybrał najgorzej jak mógł.A w "Paradyzji" zakończenie jest takie jakie lubię.Otwarte,każdy sobie może dopowiedzieć dalsze losy.Wolę takie zakończenia albo takie jak w "1984" Orwella niż jakieś sztuczne happy endy,wyciągane z kapelusza.
      Pozdrawiam.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...