Autor: Philip K. Dick
Tytuł: Ostatni Pan i Władca
Tytuł oryginału: The Golden Man
Tłumaczenie: Marek Cegieła
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1990
Wydawca: Amber
Długo
odwlekałam ten moment, ale czas wreszcie złapać byka za rogi i zmierzyć się ze
zbiorem opowiadań Ostatni Pan i Władca Dicka. Dlaczego mówię „zmierzyć się” i dlaczego
odwlekałam? Cóż, tu wcale nie chodzi o to, że teksty zawarte w zbiorze są złe.
Nie są – zazwyczaj. Po prostu w większości z nich nie czułam Dicka.
Już wyjaśniam.
Jak pisałam
przy okazji poprzednich utworów tego autora, cenię go za niesamowity, depresyjno-postapokaliptyczny
klimat. Klimat, który wisi nad losami bohaterów nieustannie, nawet jeśli tak
naprawdę to wcale nie jest żadna postapokalipsa. Uwielbiam Dickowe umierające
światy, wszechobecną atmosferę rozkładu i beznadziei. Dlatego byłam nieco
zaskoczona, kiedy przyszło mi zaprzyjaźniać się z opowiadaniami ze zbioru Ostatni Pan i Władca.
Przede
wszystkim: zdecydowanie wolę tego autora w powieściach niż w opowiadaniach. W
powieści ma czas na rozwinięcie tego swojego specyficznego klimatu, akcja może
się turlać powoli i bez nerwów, wciągać jak bagno. Opowiadanie nie może być
bagnem – ono po pierwszej stronie albo wciągnie, albo nie. A potem już nie ma
przebacz. Większość tekstów z tego zbioru… cóż, zaciekawiło, to prawda. Ale nie
wessało tak, jak mógłby wessać dłuższy tekst poświęcony temu tematowi. Ot,
choćby Złotoskóry poświęcony
niezwykłym mutacjom czy Inaczej, niżby
się zdawało w bardzo niekonwencjonalny sposób dotykający problemu
nieśmiertelności. Sonda przyszłości
to ciekawe podejście do podróży w czasie, Majstersztyk
zaś zwrócił moją uwagę głównie dlatego, że najazd z Proximy Centauri jest tam
datowany na 2014 r., więc wiecie… no. Niemniej
tak w ogóle Majstersztyk to jeden z
lepszych tekstów zbioru. Choć tu muszę zaznaczyć, że mocno przypominał mi
Lemowski Kongres futurologiczny: oto
mamy sielankowy świat, do którego wkracza bohater – ale czy na pewno ta
sielanka to prawda? A może iluzja? A kiedy odkrywamy prawdę, to… cóż, czy to na pewno prawda? A może to iluzja
pod iluzją pod iluzją? Czy bohater dowie się, jak wygląda najgłębsza warstwa
prawdy? No i czy chce i czy powinien się dowiedzieć?
Tytułowy Ostatni Pan i Władca z kolei przypominał
mi Żelaznego niejakiej Kruffy i liczę
na to, że szersza publiczność również kiedyś będzie miała okazję te dwie
opowieści porównać. Kruffo, wywołuję Cię do tablicy!
Zupełną
pomyłką, jak dla mnie, było w przypadku Dicka pisanie tekstów humorystycznych.
Naprawdę: uważam, że z deprechą, Weltschmerzem i konfliktem na linii
człowiek-maszyna ten autor radził sobie doskonale. Ale jeśli idzie o dowcip…
cóż, powiem tylko tyle, że Wojnę z
Fnoolami będę próbowała wyprzeć. Nie jest bardzo zła, ale zdecydowanie nie
po drodze mi z tym poczuciem humoru. A także z tym, że dowcipowi została
podporządkowana logika w fabule. Czytałam to i ciągle się zastanawiałam:
dlaczego kapitan wdaje się z obcymi najeźdźcami w rozmowy i częstuje ich
ziemskimi używkami? Przecież to obce formy życia, trochę używania mózgu, na
litość Jeżusia! Dlaczego mowa jest o tym, że gdyby obcy przemienili się w
Hauka, trzeba by obu odstrzelić, skoro przecież oni byliby o metr niżsi od
Hauka, a więc dość łatwi do rozpoznania? I cały ten wątek cycatej sekretarki…
tak bardzo Element Komiczny. To wszystko było jakieś takie głupie i ledwo się
trzymało przysłowiowej kupy. Zresztą, sens czasem gubił się też w innych opowiadaniach
– klaksony słyszalne w próżni są dość wyraźnym tego przykładem.
Część opowiadań
(Na obraz i podobieństwo Yanceya, Nie zrekonstruowane M) znałam już
wcześniej, bo pojawiły się w zbiorze Raport mniejszości. Przyznam, że nawet mnie to ucieszyło, bo powtórna lektura tych
tekstów ani trochę im nie zaszkodziła, za to teraz o wiele lepiej siedzą mi w
głowie. Bo to akurat są bardzo fajne opowiadania.
Mój główny
zarzut, jeśli chodzi o ten zbiór, dotyczy tak naprawdę kompozycji. Zabrakło tu
tego, co było we wspomnianym już Raporcie
mniejszości: wyraźnego, spajającego całość klimatu i historii, która
przewija się gdzieś w tle, nawet jeśli opowiadania pozornie nie mają ze sobą
nic wspólnego. W Ostatnim Panu… mamy humorystyczne
Fnoole, dziwaczne i futurystyczne zmagania ludzi z robotami, zapowiedź Blade Runnera w postaci opowiadania Mała, czarna skrzynka, jest też tekst
fantasy – Król Elfów. Nie potrafię
tego ująć inaczej niż tylko: każdy pies z innej wsi. Czytelnik skacze z klimatu
w klimat, nie mogąc tego wszystkiego jakoś spiąć. Szkoda. Myślę, że właśnie
przez to te opowiadania sporo tracą i nie można wciągnąć się w ich klimat – no bo
ten klimat przecież ciągle się zmienia!
Opowiadaniem,
przy którym chciałabym się na moment zatrzymać, jest ostatni tekst zbioru, Przedludzie. Z jednej strony jest
zwyczajnie zabawne w swojej grozie i w wytknięciu ludzkiej głupoty. Z drugiej –
okropnie oczywista krytyka zagadnienia aborcji, potraktowana jednostronnie i…
no cóż, zupełnie mi z nią nie po drodze. Niemniej podobało mi się wskazanie,
jak o ludzkim istnieniu decydują urzędnicy przyklepaniem odpowiedniego
przepisu, jak z dnia na dzień ktoś może być uznany za człowieka albo przestać
być za niego uznawanym. Zdziwiło mnie tylko bagatelizowanie prostego faktu, że
płód od dziecka odróżnia nie tylko zwykła umowa społeczna, ale też dość wyraźna
i istotna granica: w łonie matki i poza nim. Ostatecznie jednak, jakkolwiek tekst
mógłby być o pewne rzeczy pogłębiony, nadal wypadł interesująco i zabawnie w
swoim cynizmie.
Gdybym miała powiedzieć
o tym zbiorze coś ogólniejszego, byłoby to chyba tyle: przeczytać można, ale
bez szczególnego parcia. Lepiej zapoznać się najpierw z innymi tekstami,
również ze wspomnianym już zbiorem Raport
mniejszości (choć jest późniejszy niż Ostatni
Pan…), bo po prostu tam można się zaprzyjaźnić z tym świetnym klimatem
tekstów Dicka. Jak już ktoś to uczyni, może też ofkoz sięgnąć po Ostatniego Pana i Władcę. Czyta się w sumie
szybko i przyjemnie. Ja po prostu spodziewałam się więcej.
Wpis popełniony
w ramach wyzwania czytelniczego „Eksplorując nieznane”.
– (…) Pokaż mi prawdę, a będę nadal
wykonywać swoją pracę.
– Nie, Milt – powiedziała Mary. – Gdybyś
poznał prawdę, nie mógłbyś żyć i pracować. Skierowałbyś tę broń przeciwko
sobie. – Mówiła spokojnie, nawet ze współczuciem, ale oczy miała szeroko
otwarte, czujne.
– W takim razie zabiję najpierw ciebie, a
potem siebie.
– Zaczekaj – zamyśliła się. – Milt… to jest
takie trudne. Nie wiesz absolutnie nic i spójrz, w jakim jesteś stanie. Wyobraź
sobie, jak będziesz się czuł, kiedy zobaczysz, jak twoja planeta wygląda
naprawdę. Ja ledwo mogę to wytrzymać, a ja jestem… – Zawahała się.
– Powiedz to.
– Ja
jestem tylko – to słowo nie chciało jej przejść przez gardło – przybyszem.
>w większości z nich nie czułam Dicka
OdpowiedzUsuńThat's what she said xD (przepraszam)
Dicka w życiu przeczytałam tylko jedną książkę, Wbrew Wskazówkom Zegara i męczyłam się z nią strasznie długo, więc uznałam, że chyba to nie dla mnie. Ale z drugiej strony kiedyś, gdy więcej czytałam, to bardzo lubiłam opowiadania, więc jak ten Raport Mniejszości tak polecasz, to obadam może :)
Zastanawiałam się, czy ktoś to przyuważy xD Brawo, wygrałaś talon na balon :P
Usuń