sobota, 29 marca 2014

ZaFraapowana filmami (97) - "Star Trek: The Undiscovered Country"

Iiii ostatni z pełnometrażowych Star Treków spod znaku Oryginalnej Serii. Do napisania o nim zbierałam się dość długo, bo prawdę mówiąc wciąż do końca nie wiem, jak mam się do niego ustosunkować. Nie podbił mnie – to na pewno. Z drugiej strony, na pewno był lepszy od swojego poprzednika. Do reżyserii wrócił Nicholas Meyer, odpowiedzialny za The Wrath od Khan – i to by w sumie wiele wyjaśniało: film jako taki zły nie jest. Po prostu ma sporo luk i… i nie przekonuje. Tak jak Khan był zupełnie nieprzekonującym antagonistą, tak i tutaj główny problem budzi sporo wątpliwości i zasadniczo jest dość mocno niezgodny z serialem.

SPOILERY, KOMU SPOILERY?

Przede wszystkim chodzi mi o Klingonów: z jakiegoś dziwnego powodu wszyscy uważają, że Klingonom nie można ufać i że oni są fuj i trzeba ich spacyfikować, wykorzystać okazję, że akurat są osłabieni i zdmuchnąć z powierzchni Galaktyki. Tak przynajmniej twierdzi sporo wysoko postawionych osób z Gwiezdnej Floty.
Dziwne?
A jakże! Po pierwsze, o Klingonach można zapewne powiedzieć całkiem sporo i nie wszystko będzie do końca pozytywne (no, chyba że mówiłabym to ja – fanka Klingonów), ale zupełnie nie pasuje mi do nich „nie można im ufać”. Jeśli dobrze ogarniam, jest to rasa honorowych wojowników, którzy owszem, zawsze i wszędzie szukają zaczepki, bo walka to ich żywioł, ale nigdy by nie bawili się w jakieś spiski. Najbardziej zbliżona do spisku rzecz, na jaką się zdobyli, to dyplomatyczne przepychanki Krasa i Kirka we  Friday’s Child czy dostarczanie broni w A Private Little War. Przy czym ani jedno, ani drugie tak naprawdę żadnym spiskiem nie było, tylko prostymi interesami. Bo Klingoni nie spiskują. To nie leży w ich naturze. Są jak Predatorzy.
Z drugiej strony, zadziwia stanowisko szych z Gwiezdnej Floty: od zawsze Federacja była nastawiona na pokojową eksplorację kosmosu, tyle było gadania o tym, że ludzie od trzech stuleci nie mieli wojen, bo zrozumieli, że to głupota, Kirk zresztą przecież zawsze latał na pokojowe misje, mieli te swoje dyrektywy i tak dalej: a tutaj nagle okazuje się, że połowa Gwiezdnej Floty chce dokonać kosmoholocaustu? To po prostu nie pasuje. To zaprzecza wszystkiemu, co było mówione wcześniej. Sprawia, że widz zaczyna sympatyzować z Klingonami, bo ludzie to szuje. Jakkolwiek z kolei Klingoni to straszne pierdoliny, bo – jak na takich wielkich wojowników – byli dziwnie bezradni na własnym statku, kiedy wyłączono sztuczną grawitację: nie mieli przy sobie broni, nie umieli się poruszać, tylko lewitowali, podrygując łapkami. To było złe.
Niedobrze, że te dwa elementy przeinaczono, bo (cóż, dla mnie przynajmniej) to jedne z ważniejszych zasad rządzących startrekowym uniwersum.

kadr z filmu (czyli: gdzie jest Spock?)
Dobrze natomiast, że bohaterowie wreszcie trochę wrócili do swoich charakterów po tym, co było w The Final Frontier. Kirk nie jest już rozhisteryzowanym dzieciuchem, a – co najlepsze – przywrócili McCoyowi poczucie humoru. Wreszcie, po tylu filmach. Jedynym mankamentem było nazwanie Kirka karierowiczem – to znaczy równie dobrze ktoś, próbując go obrazić, mógłby powiedzieć… nie wiem… „ty czarnuchu”. To po prostu nie ma z nim nic wspólnego. Zresztą, nawet w filmie w jednym zdaniu mieliśmy bardzo wdzięczną sprzeczność: „niesubordynowany karierowicz”. Że co proszę? Niesubordynowany, jeśli dobrze rozumiem, to taki, co ma priorytety inne niż dowództwo i od czasu do czasu stwierdza, że te jego są ważniejsze. Karierowicz zaś to ktoś, kto żyje dla kariery – czyli nie ma własnych wartości, a zrobi wszystko, żeby awansować. Wazeliniarstwo i gorliwe wypełnianie rozkazów included. Zresztą, akurat Kirk jako „karierowicz” pokazał się już w przeszłości, kiedy zrobił dosłownie co się tylko dało, żeby zostać zdegradowanym ze stopnia admirała i był zachwycony, że został z powrotem tylko kapitanem.
Jedna jeszcze rzecz mnie trochę… można powiedzieć, że zniesmaczyła: przyjrzyjmy się, czego dokonuje w filmie Kirk: gorliwie namawia Gwiezdną Flotę do wojny (ten pokojowy Kirk!), przyjmuje Klingonów na przeraźliwie niezręczną kolację, schlewa wszystkich romulańskim ale, potem daje się aresztować, wysłać do kopalni, gdzie daje się wyprowadzić Martii, a potem pozwala się teleportować Spockowi, a potem… ach tak, w ostatniej chwili rzuca się na ratunek prezydentowi – powiedzmy, że jest to jakieś działanie… choć bądźmy szczerzy: snajper chyba okrutnie spudłował, bo z tego co widziałam, Kirk dopiero zaczynał skakać, a prezydent stał bez ruchu na swoim podeściku, kiedy strzał minął go po prawej.
kadr z filmu (Enterprise leci w stronę
zachodzącego Słońca. Still majestic)
A co robi Spock? Organizuje tę misję, wierząc w możliwość pokojowego współżycia ludzi i Klingonów; kieruje akcją ratunkową Kirka, prowadzi śledztwo, przygotowuje z McCoyem torpedę, która wreszcie będzie skuteczna na Bird of Prey, Wydobywa od Wolkanki tajemnice spisku. Mówiąc oględnie: odwala całą robotę. To jest film o Spocku, a nie o Kirku. Kirk w nim nic nie robi, pozwala tylko sobą miotać, jak komu wygodnie. Niemniej w finałowej scenie, po bohaterskim uratowaniu prezydenta i całej konferencji pokojowej, to właśnie jemu przypada cała chwała. Dlaczego? Przecież to skrajnie niesprawiedliwe. Jego zasługa w tym wszystkim jest minimalna!

Ale wbrew pozorom, film miał sporo dobrego, dzięki czemu oglądało się go przyjemnie. Jak wspomniałam, McCoy odzyskał poczucie humoru, dzięki czemu na przykład w czasie rozprawy mógł rzucić żarcikiem, który docenili nawet Klingoni. W ogóle było sporo humoru: począwszy od wspomnianej już kolacji z Klingonami, która była zabawna w swojej niezręczności. Załoga Enterprise miała sporo fajnych momentów, jak dialog z klingonami po klingońsku, dialogi przy okazji sabotowania rozkazów, czy ogólna konsternacja i wiszący w powietrzu wybuch śmiechu, kiedy Wolkanka zaczęła cytować regulamin. Dzięki temu jestem skłonna zupełnie wybaczyć wykładanie się na szczegółach typu: czy zmiennokształtny nie powinien jednak podlegać prawu zachowania masy…? Dlaczego Martia zamieniająca się w różne dziwne stwory ma nadal swój głos, a zamieniona w Kirka – Kirkowy? Niemniej jest to taka raczej lekka historyjka, która w sumie nie zapada szczególnie w pamięć. Niby treść jest bardzo poważna, bo przecież chodzi o ratowanie gatunku, pokój w Galaktyce, a także o koniec kariery znanej nam załogi – w końcu są tuż przed emeryturą. Zresztą, podobała mi się rozmowa Kirka i Spocka, w której Spock pytał, czy to możliwe, że stali się już tak starzy, że są nikomu niepotrzebni. Smutne to. Ale to wszystko nie zmienia faktu, że film nie robi takiego wrażenia jak The Motion Picture. Nie czuć tego zagrożenia dla Gwiezdnej Floty ani dla kogokolwiek innego. To po prostu opowieść o ostatniej przygodzie załogi Enterprise, koniec końców dość melancholijna i z ładnym zakończeniem, ale zupełnie niepotrzebnie wypełniona jakimś rozdmuchanym problemem opartym na przeinaczeniach w najważniejszych elementach świata. Tak czy owak, można obejrzeć – stanowi ładne domknięcie historii załogi, która wreszcie godzi się z nieuniknionym.

Aha – przydupasem pana Sulu jest Christian Slater.




– Panie Scott, rozumiem, że ma pan problemy z napędem warp. Jak dużo czasu potrzebuje pan na naprawę?
– Z napędem jest wszystko w porządku.
– Jeśli wrócimy, spiskowcy znajdą sposób na pozbycie się dowodów i już nigdy nie zobaczymy kapitana i doktora McCoya żywych.
– To może potrwać tydzień, sir.

– Dziękuję.

2 komentarze:

  1. z tego co pamiętam to klingoni umieli jednak spiskować przynajmniej w serialach STNG STDS9 STE ;) a zmiennokształtni byli też w innym kultowym niegdyś serialu SPACE1999 i też nie mieli problemu ze zmianą masy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wymienione przez Ciebie serie są późniejsze - czyli nie mają wpływu na logikę Undiscovered Country. ;)
      A jeśli chodzi o zmiennokształtnych - bwah, ja mam świadomość tego, że tę zasadę się często pomija - jest mocno ograniczająca i zapewne niewygodna dla twórców. Niemniej moim zdaniem to bzdura. ;) Ofkoz to wyłącznie moje prywatne odczucie, trudno to nazwać racjonalnym zarzutem wobec filmu.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...