wtorek, 2 lipca 2013

Fraa w czytelni (56) - "Zagłada Atlantydy"

Autor: Wiesława Wierzchowska, Zbigniew Kasprzak
Tytuł: Zagłada Atlantydy
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1986
Wydawca: Sport i Turystyka

Uświadomiłam sobie właśnie, że od tygodnia niczego nie napisałam. Co gorsza, właściwie zapomniałam połowy tematów, które chciałam poruszyć. Póki więc jeszcze cokolwiek pamiętam, łapię za klawiaturę.

Otóż zacząć należy od wyjaśnienia, iż w życiu każdej Fryy przychodzi taki moment, że wraca się po pracy z mózgiem wyciekającym uszami i tak jakoś nie ma się ochoty ani na wymagające refleksu i myślenia gry, ani na wymagające myślenia książki, ani nawet na filmy, bo to trzeba przecież śledzić te ruchome obrazki, a one się tak szybko zmieniają i wogle… No, to są takie momenty, kiedy doskonale sprawdza się jakiś na przykład komiks. Taki niezbyt wymagający, koniecznie papierowy, bo przecież oczy też już bolą…
Na takie dni jest Magiczny Karton Ulva.

Z tego właśnie kartonu pochodzą dwa numery komiksowej serii „Hipotezy” – oba poświęcone legendarnej Atlantydzie. Potem doczytałam sobie z innego źródła trzeci odcinek cyklu, Tajemnice Wyspy Wielkanocnej, ale skupię się na tej Atlantydzie.
Zwykło się przyjmować, że komiksy są ogólnie mało wartościowe. Powoli co prawda społeczeństwo uświadamia sobie, że świat powieści graficznej nie kończy się na Kaczorach Donaldach, niemniej wciąż jest to coś pośledniejszego, nawet jeśli skierowanego do dorosłego czytelnika. Pragnę więc zaznaczyć, że to wafel prawda.
Przede wszystkim trzeba podkreślić, jak fajna jest sama idea serii: autorzy wzięli pod lupę rozmaite niewyjaśnione zagadki historii, takie właśnie jak zagłada Atlantydy (czy posągi na Wyspie Wielkanocnej) i prezentowali różne ich rozwiązania. No, właściwie to wszystko jest zbyt hucznie powiedziane: problem w tym, że seria skończyła się na tych trzech odcinkach. Ale plan, zarysowany zresztą na okładce („Wszystkie tytuły tego cyklu, opracowane w formie komiksowej, prezentują (w oparciu o najnowsze badania i osiągnięcia nauki) różne wersje rozwiązań zagadek od lat pasjonujących mieszkańców Ziemi.”) był dobry. Za szczególnie cenne uważam właśnie to, że do jednego zagadnienia mogły być różne odpowiedzi, jak to właśnie się stało w przypadku opowieści o Atlantydzie – młodemu czytelnikowi nie podaje się na tacy jedynej słusznej prawdy, tylko podsuwa różne opcje i człowiek sam musi sobie pokombinować, która wersja zdarzeń bardziej mu odpowiada.
Nie mam pojęcia, czy obecnie istnieją tego typu produkty dla młodszego odbiorcy. Takie, które za fasadą niewinnej historyjki przemycają różne, alternatywne wersje pewnych fascynujących, ale wciąż nieznanych wydarzeń. Jeśli istnieją, to jakoś nie mają siły przebicia, a jeśli nie istnieją, to ogromna szkoda, bo to świetny sposób na zafascynowanie dziecka historią, która przecież jest pełna takich smaczków, gdzie człowiek musi sobie doszywać jakieś łatki, bo tak naprawdę nie ma pojęcia.

Inną sprawą natomiast jest realizacja tego pomysłu.
Teraz zapewne będę marudzić częściowo przez skrzywioną perspektywę, bo sprawa Atlantydy akurat jest dla mnie szczególnie ciekawa, ale myślę, że nie wszystko będzie tylko moim niezobowiązującym kręceniem nosem.
Na plus, ma się rozumieć, trzeba zaliczyć przedmowę i posłowie, w których autorzy pokrótce przybliżają czytelnikowi zagadnienie, powołując się na teksty źródłowe (ponieważ mowa o Atlantydzie, ma się rozumieć, pojawia się Platon) i najnowsze odkrycia. To ładnie dopełnia historię opowiedzianą w komiksie.
Problemem jednak jest sama fabuła.
Mam oczywiście świadomość tego, że są to historie całkowicie fikcyjne, zaledwie lekko osadzone w realiach mniej-więcej pasujących do danej hipotezy. Nie w tym sęk. Rzecz w tym, że poza tymi ogólnymi realiami, autorzy nie pokusili się o trochę dogłębniejsze wyjaśnienie samej tytułowej zagłady. Chciałoby się powiedzieć, że zarysowali setting, ale z zakończeniem poszli na okrutną łatwiznę. A szkoda, bo przecież to właśnie zakończenie jest tak istotne w zagadce Atlantydy. Lokalizacja mitycznego lądu to jeden problem, przyczyna jego unicestwienia zaś – drugi. Przy teorii przemawiającej za utożsamianiem Thery z Atlantydą, a więc przy zeszycie pierwszym, aż się prosi przynajmniej o przyzwoity wulkan. Tymczasem autorzy komiksów zakończenia złożyli bez krępacji na karb sił nadprzyrodzonych, gniewu bogów i zapłaty za grzechy – może i wyszło moralizatorsko, ale bezsensownie. No bo po cóż budować całą historię, podpierać się naukowymi przesłankami, przytaczać źródła, skoro i tak na końcu chcemy powiedzieć tylko tyle, że zdradzona kochanka powołała się na bogów, którzy zmietli wyspę z powierzchni morza? Taką historyjkę można równie dobrze osadzić w każdym czasie i każdej przestrzeni.
W ogóle wszystkie trzy zeszyty sprowadzają się do tego, że wszystkiemu winna miłość. Nie wiem, czy takie było założenie, czy to wyszło przypadkiem, ale gdyby seria pociągnęła się dalej, to by mogło szybko zacząć nużyć.
Ponarzekałabym na to, że w przypadku teorii cykladzkiej przecież najciekawszą rzeczą jest to, dlaczego, u licha, nie ma śladów ciał, a więc mieszkańcy Atlantydy musieliby w takim przypadku zawczasu się ewakuować – czyli powstaje pytanie: skąd wiedzieli na tyle wcześnie, że przyjdzie zagłada? Ale w świetle i tak schrzanionego zakończenia to trochę już kopanie leżącego, ponadto nie jestem wcale przekonana, czy w 1986 r. w ogóle uświadomiono sobie już ten problem.

Kreska mnie nie porwała, a twarze postaci momentami były niebywale szpetne, ale to chyba taki styl lat osiemdziesiątych: jakby przegięte w próbie rysowania realistycznego, z uznaniem, że półcienie są dla słabych i wszystko można załatwić czarnymi plamami, przez co postać wygląda, jakby wytarzała się w błocie, a potem dała się ciężko obić. I znów wytarzała się w błocie. I mocne kontury, które z makijażu u żeńskich postaci czyniły niemal groteskową maskę.

Ogólnie odczuwam pewien żal. To świetnie, że taka seria w ogóle zaistniała. Oby więcej takich inicjatyw, bo czyni z komiksu fajne i pożyteczne medium, w dodatku obecnie naprawdę przydałoby się więcej sensownej literatury dla młodszych czytelników, bo większość tego, co można znaleźć na półkach, to syf. Szkoda jednak, że „Hipotezy” urwały się na trzech zeszytach i że nie wykorzystano w pełni ich potencjału – że autorzy w finale szli na łatwiznę (choć nie zrobili tego w Tajemnicach Wyspy Wielkanocnej, gdzie co prawda za wszystkim stoi dramat miłosny, jednak samo zakończenie jest dość realistyczne). Mogło z tego wyrosnąć coś bardzo fajnego.

Dość trudno oceniać cały ten projekt, bo wraz z wielkim plusem idzie parę dość pokaźnych minusów, w dodatku przecież nie jestem targetem, ale 6/10 będzie chyba dość uczciwe.








2 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o Twoje ostatnie recenzje komiksów, to wybieram tę o cycatych blond czarodziejkach. Może i komiks kiepski, ale notka przynajmniej rozpala wyobraźnie ;). Ja ostatnio z kolei zamówiłem sobie na Allegro komiks "Ostatni Mohikanin", który pamiętałem z dzieciństwa - wybornie się ubawiłem czytając i przypominając sobie wszystko. Hm, może i to fajny pomysł napisać notkę o komiksie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, proszę o wybaczenie, nie zawsze można czytać pornokomiksy, no :P
      Ale jak znajdę coś w podobie "Wyprawy", nie omieszkam wspomnieć. ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...