poniedziałek, 31 lipca 2017

Pocztówka z wakacji II

Stawno o poranku.
W zeszłym roku chwaliłam się na blogasie, ileż to rzeczy podczas urlopu udało mi się przeczytać i/lub obejrzeć.
W tym roku tego nie zrobię.
Przyczyna jest banalna: nie przeczytałam ani nie obejrzałam nic a nic. To znaczy dobrze, jeśli chodzi o oglądanie, to trochę kłamię, ponieważ wieczorami robiłam sobie powtórkę z Ricka i Morty’ego, a czasem oglądałam, jak magicy próbują oszukać Penna i Tellera, ale zdaje się, że nie obejrzałam ani jednego samodzielnego filmu, więc nie będę o tym pisać. To znaczy koniec końców pewnie będę, ale raczej w osobnych notkach.
A nie czytałam, bo prawdę mówiąc, większość chwil wolnych od uprawiania turystyki spędzałam na pracy twórczej.

W tym roku będzie więc bardziej turystyczno-wspominkowo. Czujcie się ostrzeżeni, Wy, którzy tu weszliście.

Po pierwsze: gospodarstwo agroturystyczne w Borzysławiu jest bardzo fajne, tylko trzeba wiedzieć, że tak naprawdę jest w Stawnie. Ale to chyba jedyne takie miejsce we wsi i okolicach, więc lokalsi w razie czego bez problemu wskażą drogę („musicie jechać aż do wsi, tam przy krzyżu w prawo i do końca drogą”). Pokoje niedrogie i można tam gościć z piesami (choć nie wiem, czy gospodarze nie zmienią zdania po tym, jak spektakularnie Vist zakłaczył pokój i korytarz…). No i najważniejsze: mieliśmy małpę w naszym ogrodzie. Serio. Tam jest duży, ładny ogród, gdzie można się wyczilować. I była też małpa. Vist za bardzo nie wiedział, co to za dziwaczny pies, więc po pierwszym szoku ją oszczekał. Małpa z kolei za bardzo nie wiedziała, czemu toto tak hałasuje. Z tego co zrozumiałam, małpa pracowała w znajdującym się w gospodarstwie salonie fryzjerskim. Podejrzewam, że iskała klientki albo coś takiego. Nie wiem, nie odważyłam się sprawdzić.

Zamek Drahim - w nadziei na obiad.
Po drugie: zwiedzanie.
Zachodniopomorskie budziło we mnie pewne obawy. Bazowały głównie na tym, że w Wolińskim Parku Narodowym jest całkowity zakaz wstępu z psami – no i jakoś ten zakaz rozciągnęłam sobie radośnie na całe województwo. Tymczasem nic bardziej mylnego, a niektóre miejsca wręcz mocno mnie zaskoczyły, kiedy w odpowiedzi na pytanie o zwierzęta słyszałam „tak, oczywiście, że można z pieskiem”.
Tak właśnie było przy okazji Podziemnego Miasta Wolin – atrakcji mieszczącej się na obrzeżach Świnoujścia. Jest to podziemna sieć schronów i korytarzy początkowo służących Kriegsmarine, po wojnie przebudowanych na potrzeby Polaków. Wnętrza są całkowicie wyposażone, a historie i plany związane z miejscem bardzo interesujące (dla mnie najlepsze było na końcu, czyli zimnowojenne opowieści) – jedyny zarzut, jaki mam, to że zwiedzanie odbywa się w ekspresowym tempie. To znaczy żeby nie było: i tak to zajmuje dwie godziny. Ale brakowało mi paru chwil postoju, żeby człowiek zdjęcia cyknął czy coś – wszystkie foty robiłam praktycznie w biegu. Odrobinę czasu dostaliśmy dopiero na samym końcu, kiedy znaleźliśmy się w głównym schronie dowództwa.
Tu taka uwaga: co prawda nie zdążyliśmy obczaić miejsca sami, ale podejrzewam, że jeśli chodzi o Fort Gerharda, to również nie byłoby problemu z psem – oba miejsca są filiami Muzeum Obrony Wybrzeża, podlegają więc pewnie tym samym regulaminom. A skoro do bunkra można wprowadzić psa, to na łażenie naziemne, pod chmurką, chyba tym bardziej.

A tu groby megalityczne,
których nie udało nam się znaleźć.
Jestem przekonana, że okoliczni chłopi
rozebrali je i przerobili na stodoły.
Jadąc do Świnoujścia, warto oczywiście zajrzeć do skansenu Słowian i Wikingów – przyjemne miejsce, można powchodzić do chałup z krowiego łajna i obmacać czaszkę konia. A także wydać mnóstwo pieniędzy na różne mediewalne gadżety, typu noże, miody, miski, czapki i tak dalej. Zwiedzając warto mieć przy sobie gotówkę i woreczki na psie odchody.
Z psem można także odwiedzić inny skansen, Sławogród w Czaplinku. Jest to obiekt sporo mniejszy od tego wolińskiego, a zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, jakkolwiek po obejściu wszystkich chałup nie ma przeciwwskazań, żeby sobie później nie połazić samemu celem obfotografowania czy lepszego przyjrzenia się czemuś. Dodatkowo na terenie skansenu od paru miesięcy znajdują się dwie repliki dłubanek, które znaleziono na dnie jeziora Drawsko, kiedy próbowano znaleźć ponoć tam zatopionego U-boota.
Nieopodal Sławogrodu (kwestia pięciu kilometrów) mamy zamek Drahim. Ludzie trochę na niego narzekają, że niszczeje, że kicz, że cośtam – ja bez skrępowania się przyznaję: niesamowicie mi się ten zamek podobał. Tak, rzeczywiście mógłby być bardziej odpicowany. Co, przypuszczam, wiązałoby się z poniesieniem kosztów, na co zwyczajnie może nie być stać właściciela. Oczywiście, to moja teoria – kto wie, może inni  mają rację i właściciel ma zwyczajnie wywalone. Nie wiem. Ale nie lubię rzucać oskarżeń, kiedy nie wiem. Tak czy owak: zamek nieduży, ale bardzo… interaktywny. Wszystko można pomacać, poruszyć, przymierzyć i dostać zawału przy otwieraniu skrzyni. Jeśli Wasz wewnętrzny siedmiolatek jara się takimi rzeczami, Drahim będzie rajem. Rajem, do którego można wejść z psem.
Króliś rusza na podbój
"Jeziora Tajemnic" - Drawska.
Jeśli niestraszne Wam komary, które mają fetysz OFF-a i innych repelentów, można zawsze iść na spacer z psem do lasu. Na przykład takiego w Nowym Czarnowie, gdzie mieści się też dość słynny Krzywy Las. Muszę tylko lojalnie uprzedzić: „Krzywy Las” to w istocie dość szumna nazwa. Użyłabym tu raczej określenia „Krzywy Zagajnik” albo „Tuzin Krzywych Drzew”. Niemniej, choć jest to raczej niewielki obszar, i tak wygląda interesująco i budzi ciekawość, po jaką cholerę te drzewa są takie jakie są.

Uprzedzić natomiast muszę przed pochopnym wykorzystywaniem tego, że gdzieś można wejść z psem. My w ten sposób radośnie wbiliśmy z Vistem do Muzeum Kamieni w Kamieniu Pomorskim. Nie pomyśleliśmy jakoś o tym, że muzeum będzie w istocie sześciopiętrową klatką schodową ze schodami na tyle wąskimi i stromymi, że pies o gabarytach i proporcjach mniej-więcej corgi (ok, kapkę większy) sobie na nich po prostu nie poradzi i będzie trzeba go wnieść i znieść, stresując zarówno siebie, jak i jego. Muzeum jako takie jest ciekawe i w ogóle to fajnie, że jest przyjazne zwierzakom. Jakby mieć malutkiego pieska, którego bez problemu można wziąć pod pachę, to w porządku. Jakby mieć na tyle dużego, że sam sobie poradzi na schodach, to też super. U nas po prostu padło na opcję pośrednią i wyszło na to, że Ulv przez prawie całe oglądanie kamieni trzymał w ramionach piętnaście kilo włochatej miłości.

To taki pakiet najfajniejszych, moim zdaniem, rzeczy, które Vist odwiedził w tym roku. Jak coś: Fraa poleca.
Vist też poleci, jeśli dostanie za to ciasteczko.




Ruiny w Trzęsaczu. Z niektórych stron
bardzo malowniczo się prezentują.

2 komentarze:

  1. Vist poleci też za ciasteczkiem. Poleci też za gwiżdżącymi za nim ludźmi(zdrajca!).

    A tym wakacjom przyznałbym odznakę zaskoczenia. Bo co trochę coś mnie zaskakiwało. Że małpa łazi po ogrodzie, że lis nam pozuje do zdjęcia, że Borzysław to w sumie Stawno, że drogę przez czyjeś garaże GPS uznał za najlepszą i najszybszą, że ruiny w Trzęsaczu to nie są tak na odludziu jak się nam wydawało, że komary mają w dupie naturalne i roślinne repelenty, że z psem można było wejść wszędzie gdzie o to tylko spytaliśmy, że wciśnięta za ciąg ruder i garaży szopa to knajpka z najlepszą rybą w mieście, że Vist jest mocno onieśmielony w obecności konia, że - z braku lepszych opcji - w deszczową pogodę grzyby da się ususzyć na zasilaczu od laptopa.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...