Ciekawostka: do dziś nie wiem, czy tytuł brzmi Gallowwalkers czy Gallowwalker - patrząc na materiały promocyjne filmu, zdania były podzielone nawet wśród twórców. |
No
dobra. Przedwczoraj wieczorem zauważyłam, że blog ma już ponad 20 tys. odwiedzin.
Pomyślałam sobie, że to zobowiązuje. Czas zacząć nadrabiać te wszystkie
zaległości, bo mam mnogość wpisów do popełnienia, a jakoś motywacyjnego kopa
brak.
Skorom wczoraj powiedziała "A", dziś powiem "G". Bo mogę!
Dziś:
film z 2012 r. (och, ta data to moim zdaniem trochę umowna, bo powstawanie i
premiera filmu były mocno rozciągnięte w czasie z przyczyn… no, głównie
głupich) w reżyserii Andrew Gotha – Gallowwalkers.
Najpierw
pokażę trailer. Bo wciąż i niezmiennie uważam, że trailer jest przekozacki i
kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, to przez kolejne miesiące miałam ślinotok
Jasna
sprawa: nie twierdzę, że to zwiastuje nam film mądry, ambitny i poruszający
jakieś niebywale dojrzałe problemy. Nic z tych rzeczy: szykowałam się na
solidny kawał efektów, weird westu i bajeranckich ciuchów.
Nie
mogę powiedzieć, że tego nie dostałam. Efekty były… jakieś. Choć głównie
charakteryzacja, no ale opowieść osadzoną w realiach Dzikiego Zachodu tak
naprawdę dość łatwo snuć bez efekciarstwa, bo czegóż tu trzeba wielkiego? Ot,
kaktus, kawałek pustyni i drewniana chata. No, chyba że porywamy się na Wild Wild West, ale to już zupełnie inna
historia i piękny, gigantyczny mechapająk. I Kenneth Branagh.
O czym
to ja…?
Ach
tak, Gallowwalkers.
Pierwszą
rzeczą, która mnie uderzyła, był montaż. Mam niejasne wrażenie, że ktoś
próbował nakręcić półtoragodzinny trailer i srodze się na tym przejechał. No bo
większość scen w tym filmie właśnie taka jest: trailerowa. Slow motion, obracanie kamery, aż widz rzygnie, poszarpane scenki i
tak naprawdę czasem trudno mi było znaleźć związek między nimi. Jednocześnie
film bezlitośnie pokazał mi, że tak naprawdę nie ma mi nic ciekawego do
zaoferowania poza zwiastunem. Trailer jest z gatunku takich, co to pokazują
całość fajnych momentów filmu. Ot, choćby ten inkwizytor z zaszytymi ustami:
jest widowiskowy. No co by nie mówić, może być tandetny, wiele można mu zarzucić,
ale jest bajerancki i już. Co więcej: ze zwiastuna można by wnioskować, że to
jakaś istotna postać, przydupas głównego badassa i tak dalej. Tymczasem jego
rólka w filmie jest tak mikra, że aż przykro było patrzeć.
Ach,
wspominałam o slow motion? No to
wspomnę jeszcze raz. Bo aż nazbyt często miałam wrażenie, że scena jest
nakręcona wyłącznie ze względu na możliwość pokazania tam czegoś w slow motion. Ot, bohater odrzuca połę
płaszcza. Wszystko spowalnia. Spowalnia niemal do zatrzymania. A ja siedzę i
uszami duszy mojej słyszę podprogowy przekaz tegoż bohatera: „Patrzcie, mój
płaszcz powiewa! Patrzcie jak powiewa! Jak malowniczo! Bo powiewa!” –
oczywiście, w umiarkowanej dawce mam stosunkowo wysoką tolerancję na tego typu
zagrania. Ale – podkreślę – w umiarkowanej
dawce. Tutaj to było zdecydowanie zbyt nachalne i na siłę.
Momentami
miałam wrażenie, że reżyser próbował trochę posergioleonić, wpleść jakieś
mierzenie się wzrokiem, zawieszone w jakiejś zupełnie zagubionej przestrzeni
miejsca, ale to wszystko po prostu nie zagrało.
Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji! |
Ale
może coś o fabule…? Sama nie wiem. Fabuła jest jaka jest, to nie ona stanowi
największy problem tej produkcji. Choć nie ukrywam, że zmieściła się w niej
zatrważająca liczba bzduryzmów – nawet biorąc pod uwagę, że film całościowo nie
pretendował raczej do kina wielce ambitnego. Ale to były bzduryzmy banalne do
uniknięcia – że tak wspomnę choćby o babce-rzeźniczce. Stara kobieta na środku
pustyni. Ja już nie pytam nawet, czy u licha nie byłoby wszystkim łatwiej i czy
mięso nie byłoby świeższe, gdyby obrabiała to bliżej jakiejkolwiek cywilizacji.
Ale zastanawiał mnie fakt, że kobiecina w każdym momencie miała nienaganny
makijaż. W jej wieku, w jej sytuacji życiowej, w jej sytuacji geograficznej…? Really…?
Oczywiście,
trzeba było dodać rzewliwy wątek utraconej miłości, żeby… ech, no właśnie nie
wiem po co. Trochę jakby scenarzyści się bali, że bez tego film wyjdzie płytki.
Nie rozumiem tego. Transformers też
próbował mieć słodkopierdzącą głębię i jedyne, co tym osiągnął, to utracił
sporo zajebistości. Pacific Rim nie
bawił się w takie pierdolety i wyszło rewelacyjnie – między innymi dlatego, że
spójnie. Człowiek idzie na widowiskową naparzankę i dostaje widowiskową
naparzankę. Tutaj człowiek chciał obejrzeć widowiskowy weird west, dostał
rozmemłane niewiadomoco. Z jednej strony sztuczne i nadmuchane idiotycznymi
scenami, z drugiej to wszystko jest poprzeplatane jakąś pseudogłębią, która
wypada w kontekście całości ni przypiął ni przyłatał. A przy tym jest tak
banalna, że mózg trzeszczy na samą myśl o tym.
O
przewidywalności nawet nie wspominam, wszak trailer jest jednym wielkim
spoilerem.
Ponieważ
widziałam Gallowwalkers dość dawno,
nie potrafię wypisać wszystkich jego idiotyzmów. Wyparłam czy ki diabeł… Wiem,
że pojawiały się one zarówno w nieistotnych detalach (wspomniana już
właścicielka rzeźni) jak i w punktach ważniejszych dla fabuły, jak choćby wątek
Damy w Opałach. Dama w Opałach, czyli aresztowana złodziejka, była postacią tak
bardzo nie wiadomo po co i dlaczego dopiętą do filmu, że ja naprawdę się
zastanawiam, czy to przypadkiem nie były jakieś usunięte sceny z wątku, z
którego w trakcie produkcji zrezygnowano, ale zaplątały się przez przypadek. Bo
ani nic z tego nie wynika, ani widz nie ma za bardzo możliwości przywiązać się
do laski… do ostatniego momentu liczyłam na to, że ona tam będzie po coś. Po
cokolwiek. Ale nie, ona stęka i macha cyckiem. W. T. F. ?
I nie
mogę tu nie wspomnieć o finałowej rozwałce: dawno nie widziałam tak bardzo
siermiężnej i niedynamicznej rozwałki. Serio. To wyglądało, jakby im wszystkim
się po prostu nie chciało.
Gdyby
ktoś pytał – nie, film nie nadrabia muzyką.
To
jedno z moich większych filmowych rozczarowań. To znaczy proszę nie zrozumieć
mnie źle: cieszę się, że to obejrzałam. Inaczej ciągle bym żałowała i jęczała,
że chciałabym obejrzeć. Niemniej to produkcja bardzo, bardzo zła. Nie jest to
zresztą pierwszy raz, kiedy po epickim trailerze spotkała mnie ogólna kupa –
wystarczy wspomnieć 9 (do dziś nie mogę odżałować, no ale krótkometrażówka wciąż jest doskonała) czy Księdza. Niemniej tutaj to było
pociągnięte do ekstremum, a 1/10 to
chyba i tak za wysoka nota.
W ogóle o tym filmie jeszcze nie słyszałem. Ale wiem już co w weekend obejrzę :). Bardzo lubię weird west, więc nie odstrasza mnie tylko jedna szklanka whisky, którą od Ciebie dostał ;). Choć czuję, że jednak film okaże się kiepski. No ale np. "Jonah Hex" też zebrał koszmarne opinie, a mnie się bardzo podobał.
OdpowiedzUsuńJa, co zresztą gdzieś pisałam, jednak uważam filmowego Hexa za zupełnie niepotrzebnie ugłaskanego. Komiks podobał mi się bardziej. :)
UsuńNo ale mimo wszystko życzę miłego seansu! ;)
A ten makijaż też mi się strasznie rzucił na oczy. W Titanicu jeszcze na to przymknąłem oko, bo główna bohaterka to to taka z gatunku tych pindrzących się i mogła sobie ten makijaż nakładać nawet jak uciekała z tonącego okrętu, ale kobieta pracująca w rzeźni? Druga laska, to ta, która nie wiadomo jaką miała rolę, każdego dnia miała wymalowane oczy i na bogów, jeśli ja widzę róż na policzkach, to znaczy, że to już wersja stara wiejska baba i buraki.
OdpowiedzUsuńCo do fabuły, kurde o czym był ten film? Bo obejrzałem dzisiaj i ni diabła nie potrafię powiedzieć o czym to było. Masa postaci wciśniętych chyba tylko po to, żeby to nie była walka pomiędzy bladym blondynem, a głównym pozytywnym. Czemu Snipes wystrzelał szeryfów? Czemu martwiaki musiały zmieniać skóry, skoro Snipes nie musiał? Czy skoro jedynym sposobem na ich pokonanie jest dekapitacja, to ci zastrzeleni na farmie wrócą? To bohaterowie fuszerkę trochę odstawili, bo jeśli tak, to farma już nie istnieje, a rzeźniczka i jej wnuczka raczej nie żyją. Jakim cudem Snipes wskrzesił młodego, skoro do poprzedniego wskrzeszenia było potrzebne paktowanie jego prawdziwej matki z samym diabłem i pociągnęło za sobą wskrzeszenie wszystkich niemilców? Czemu główny badass nie wiedział, że jego syn się powiesił? Zamknął oczy jak mu zwłoki pokazywali? Powieszeni wyglądają dość charakterystycznie i ciężko ich pomylić z zastrzelonymi. Jakim cudem główny badass i jego popychle siedzieli w namiocie i skórowali krawcową(krawcowego? myślałem, że to kobieta była, ale potem słyszę w filmie, że on był młody i zgłupiałem), kiedy na zewnątrz była wesoła gromadka tych stróżów prawa, którzy chyba by nie wpuścili między siebie człowieka bez skóry? W tym momencie myślałem, że to jakieś reminiscencje były, ale patrzę zza wozu wyskakuje i wrzeszczy laska o niewiadomopococelu, czyli jednak ten sam czas. A może to była jej funkcja?! Taka kotwica czasowa. Kolejne pytanie, to dlaczego białas wyglądał jak białas, skoro Inkwizytor po śmierci wyglądał jak przed?
I owszem walka przedfinałowa (bo finałowa to już inna bajka) była tak śmiertelnie nudna, że łojzicku ;| Serio? Koleś jest taki mroczny, że biega w wiaderku z kolcami na głowie i obserwuje świat przez małą szparkę? Przecież sami twórcy musieli mieć świadomość jakie gówno przez to widać, bo nawet jedno ujęcie zrobili z perspektywy kolesia w wiaderku. A jednak chyba za nisko to oceniłaś, ja bym dał z oczko wyżej, jednak nie jest to "Bitwa Warszawska", nie jest to "Kac Wawa" i nie jest to nawet "Ciacho". Jest to film do dupy, ale broni go to, że są gorsze.
Ugh... Musiałeś mi przypomnieć o tym wszystkim...? xD
UsuńChoć akurat makijaż u tej dziuni, co nie wiadomo po co była, aż tak mi nie przeszkadzał - w sensie no: ona miała być laską, ok. Pogodziłam się z tym. Natomiast babka w rzeźni chyba co jak co, ale nie pretendowała do bycia laską, no? xD
Wydaje mi się, że martwiaki zmieniały skóry, a Snipes nie, bo one były inaczej wskrzeszone... On był tymi zaklęciami przez matkę i takie tam, a one to raczej taki skutek uboczny... Nie wiem w sumie. :P Inna rzecz, że jak zrozumiałam, młody minion Snipesa wskrzesił się chyba tak samo jak tamci źli, taka wańka-wstańka po zastrzeleniu, więc też będzie musiał zmieniać skórę, nie? xD Słodko.
A czemu badass nie ogarnął, że jego syn się powiesił - tego też nie ogarniam. xD Przyznam, że przez długi czas myślałam, że on o tym wie, tylko teraz szuka sposobu na wskrzeszenie mimo tego... A później on powiedział coś takiego, że zakumałam, że on wcale nie wie. o.O
Białas wyglądał jak białas, bo założył białasową skórę. Może Inkwizytor był młodszy i nie musiał zmieniać tak szybko. xD Bo w porównaniu do reszty to trzymał się nadzwyczaj dziarsko. W sumie on i tamta dziwka białasa.
Co do oceny: oczko wyżej odpada, oczko wyżej jest "Ksiądz" i "Prometeusz", które mimo wszystko były lepsze od tego. Też bardzo złe, ale przynajmniej kilka fajnych scen było. ;]
Cóż, mankamenty oceniania w jakichś takich dziesięciostopniowych skalach. Zrezygnowałabym z tego w sumie, ale mi szklaneczek whiskey szkoda. xD
Buahahaha, obejrzałam to. Też dzięki trailerowi.
OdpowiedzUsuńPrzenudziłam, nawet nie próbując zrozumieć, co tam się dzieje, bo wątków od uja albo i więcej, a każdy urwany. Baba z cyckami w każdym "westernie" być musi. Bo tak. Inaczej film nie będzie kompletny.
Ja już nie mówię, nie spodziewałam się, że to będzie epic, inaczej miałoby to jakąkolwiek reklamę, noale. Jaaaakieee toooo byyyyłoooo nuuuuuuuuudneeeee.
Podobny poziom rozczarowania, co po obejrzeniu trailera "9 mummies", a potem kupieniu(!!!) filmu. DO dziś nie mogę odżałować tych 9,90zł.
Baba z cyckami niech będzie, ale niech chociaż dokręcą do niej jakiś sensowny wątek... Może być durny, ale żeby BYŁ. xD
UsuńNo... Było nudne. Ogólnie to przypomniałam sobie, dlaczego nie obejrzałam nigdy do końca Blade'a żadnego. ;] Ta sama sprawa: Snipes sieka złych, a ja siedzę i ziewam. Może po prostu filmy z nim tak mają...? Promienieją jakąś aurą nudy.
Kondolencje z powodu "9 mummies", jakkolwiek nie widziałam, ale jednak... gdybym kupiła "Gallowwalkers", też bym nie mogła odżałować.
Nadużywam wielokropka. Właśnie to zauważyłam. ;/