środa, 28 lipca 2021

Rok Lema: "Niezwyciężony"

Autor
: Stanisław Lem
Tytuł: Niezwyciężony
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2008
Wydawca: Agora

Skoro Solaris okazało się tak fajne, postanowiłam nie zwlekać i złapać się za Niezwyciężonego. Bo czemu nie – jeszcze mnie Lem nie zmęczył, jeszcze nie potrzebuję przerwy.
Tym razem troszeczkę wyraźniej widać, że to powieść, która ma swoje lata – przede wszystkim w tym, że oto śledzimy losy załogi rakiety, która ląduje na obcej planecie. Rakiety. Takiej w kształcie, no, rakiety. Która po wylądowaniu wygląda jak wielki papieros. Albo latarnia morska. Człowiek już się tak przyzwyczaił do wszystkich tych fikuśnych projektów statków kosmicznych, że taka rakieta trochę zaskakuje. Że nie wspomnę o braku jakichkolwiek promów czy też wahadłowców kosmicznych, jak zwał tak zwał.
Czy to jednak ma jakieś ogromne znaczenie dla fabuły? I tak, i nie. Z jednej strony, można przyjąć, że gdyby promem przyleciała jakaś ekipa ze sprzętem, dalszy tok wydarzeń byłby bardzo zbliżony. Z drugiej – może wówczas ucierpiałoby mniej osób? Większość orbitowałaby gdzieś wokół planety. Ale sęk w tym, że to w ogóle nie nurtuje podczas czytania. Wylądowali to wylądowali, nie ma o czym mówić, bo przecież uwaga czytelnika momentalnie skupia się na czymś innym: na planecie.
A żeby oddać sprawiedliwość, Lem z kolei w innych miejscach wyprzedził największych współczesnych twórców sci-fi. Tak, mówię o maskach tlenowych. Nie zliczę już, ile razy zżymałam się, że bohaterowie filmów lądują na obcej planecie, obczajają, że hej, w atmosferze jest tlen, po czym radośnie zdejmują maski czy hełmy. Bo jest tlen, więc co może pójść źle? Tymczasem w Niezwyciężonym załoga chodzi w maskach non stop, chociaż mają przekonanie graniczące z pewnością, że mogliby je bezpiecznie zdjąć. Ja normalnie podczas czytania aż otarłam łzę wzruszenia, tak mnie uradowała scena, w której bohaterowie stwierdzają, że jednak na wszelki wypad zostaną w maskach, bo kto wie, przecież mogliby się struć nie wiadomo czym.
Z trzeciej strony, znów noszą te siateczkowe koszule. Matko z córką, nie umiem sobie wyobrazić, dlaczego w ogóle ludzie nosili coś takiego z własnej i nieprzymuszonej woli.

Czytałam bodaj w posłowiu (chyba, a może gdzieś indziej, nie pamiętam), że Niezwyciężony to dość specyficzna powieść Lema, bo skupiona na wojskowych zamiast naukowcach, przygodówka w kosmosie taka. Niekoniecznie się z tym zgadzam. To znaczy faktycznie, jest bardzo dużo tego aspektu przygodowego, mamy akcję, wybuchy, zagadkę, strzelaniny, pościgi i tak dalej. Na pozór rzeczywiście zupełnie niepodobne do powieści, gdzie trzech facetów siedzi w swoich pokojach i czasem ze sobą gadają. Ale podkreślę, że w moim odbiorze to tylko pozór. Bo gdzieś tam są podobne zawarte myśli: ile jest w stanie uczynić człowiek, żeby rozwikłać tajemnicę i nawiązać kontakt z obcą cywilizacją? Czy możemy to zrobić w pokojowy sposób? Czy w ogóle jesteśmy w stanie porozumieć się jakkolwiek z obcymi? Czym tak po prawdzie jest „obca forma życia” i kiedy można mówić o życiu? I można by te pytania mnożyć, ale chyba nie ma po co. Chodzi o to, że pod płaszczykiem strzelania i pościgów, Lem pisał do pewnego stopnia o tym samym.
Nie jest też do końca tak, że bohaterami nie są naukowcy, bo przecież chociażby Ballmin czy Lauda są jak najbardziej uczonymi. Tak, główny bohater, z perspektywy którego poznajemy planetę Regis III, jest nawigatorem. Ale chyba bez zbytniej przesady można stwierdzić, że w Niezwyciężonym mamy bohatera zbiorowego, na którego składają się postaci najróżniejszych zawodów i charakterów.
W ogóle muszę przyznać, że bardzo fajnie wypadł sam astrogator Horpach. Pomijając siateczkową koszulę, podoba mi się w nim właściwie wszystko – jest świetnym dowódcą, ale miewa również gorsze momenty. Sprawia wrażenie zarówno kompetentnego, jak i bardzo ludzkiego, doprowadzonego do ostateczności tą trudną sytuacją, w której znalazł się on i załoga, za którą odpowiada. No i jeszcze coś: zajmuje się dowodzeniem. Nie buja się sam po pustyni, nie tworzy teorii i nie bada planety. Ma od tego specjalistów. To jest bardzo odświeżające podejście i ja Horpacha ogromnie szanuję.

No i pomijając całą tę naukowość czy głębię, Niezwyciężony to świetna fabuła, która właściwie od samego początku do samego końca trzyma w napięciu. W przeciwieństwie do wspomnianego już Solaris (a także książki, którą czytam aktualnie), nie mamy tu wielostronicowej ekspozycji, w której narrator uprzejmie opowiada czytelnikowi stuletnią genezę tego, o czym będzie powieść. Lądujemy razem z załogą „Niezwyciężonego” na opustoszałej planecie i – razem z tą załogą – odkrywamy jej tajniki. Wydarzenia na pokładzie „Kondora” są dla czytelnika równie tajemnicze, co dla astrogatora Horpacha. I nijak nie umiemy powiedzieć, komu dane będzie ujść z życiem z całej tej afery. Co więcej (będą spoilery), kiedy zapada finalna decyzja o odlocie z Regis III, czułam rozczarowanie. Ale nie takie w stylu „i nic się nie wyjaśniło, autor zmarnował czytelnikowi czas”, tylko rozczarowanie analogiczne do tego, jakie odczuwają bohaterowie: że włożyli w tę misję tyle wysiłku, tyle sprzętu, a koniec końców i tak muszą uciekać. Że się nie udało, a szkoda, bo miałam nadzieję, że im się uda. Te wszystkie ofiary okazały się w dużym stopniu daremne. Jeśli rozczarowanie może być jakkolwiek pozytywne, to w Niezwyciężonym czułam właśnie takie dobre rozczarowanie.

Niezwyciężony to świetna powieść, bardzo satysfakcjonująca i, jakkolwiek to brzmi, niemęcząca. Może nie jest to wzorcowa rzecz na rozpoczęcie przygody z Lemem, bo faktycznie może być niezbyt miarodajna z tą swoją przygodową stroną, ale i tak czyta się super.




Z daleka rakieta wyglądała jak krzywa wieża. Wrażenie to powiększało ukształtowanie otaczających ją piasków: zachodnie obwałowanie było znacznie wyższe od wschodniego ze względu na kierunek stałych wiatrów. Kilka ciągników w pobliżu było zasypanych prawie zupełnie, nawet znieruchomiały miotacz antymaterii z uniesioną pokrywą zaniosło wydmami do połowy kadłuba. Ale sama rufa ukazywała wyloty dysz, bo znajdowała się wewnątrz niezawianej wklęsłości. Dzięki temu wystarczyło odgarnąć cienką warstwę piasku, aby dotrzeć do rozsypanych wokół pochylni przedmiotów.

1 komentarz:

  1. Przyszłam tu, żeby powiedzieć, że świetnie napisałaś o tej książce. Pierwszy raz czytałaś "Niezwyciężonego"? Ach, urok świeżości (chodzi mi o pierwszą lekturę).

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...