Tytuł: Jak to wyjaśnić? W poszukiwaniu odpowiedzi na
pytania, które pozornie nie mają odpowiedzi
Miejsce i rok wydania: Kraków 2021
Wydawca: Otwarte
Dawno, dawno temu, za dzieciaka
miałam takie trzy książeczki: Dlaczego woda jest mokra,
Dlaczego sól jest słona
i Dlaczego zebra jest w paski
– trzy pozycje z krótkiej
serii „odpowiedzi na głupie pytania” Jana Rurańskiego. I
wprawdzie kompletnie już nie pamiętam żadnej z odpowiedzi na
tytułowe pytania, ale siedzi mi w głowie wspomnienie, że te
książki mi się bardzo podobały. I co tu dużo kryć: kiedy
trafiłam na Jak to wyjaśnić?,
trochę strzeliła mnie nostalgia. Albo może po prostu nigdy nie
wyrosłam z fazy „chcę wiedzieć rzeczy, ale tak, żeby to było
ciekawe i nie wymagało za dużo nauki”. Tak
czy owak, książka Kacpra Pitali okazała się bardzo trafionym
nabytkiem.
Trzeba powiedzieć to bardzo jasno i
wyraźnie: to nie jest tytuł dla ludzi z takim prawdziwie naukowym
zacięciem, którzy przez lata siedzą w astrofizyce, biologii czy inszych
dziedzinach. Jak to wyjaśnić? to książka popularnonaukowa i w tym określeniu mamy duży nacisk na człon
„popularno-”. I w sumie to bardzo dobrze – jak ktoś potrzebuje
czegoś więcej, to ma specjalistyczne, stricte naukowe publikacje.
Kacper Pitala zapewnia czytelnikowi kilka garści bardzo fajnych
ciekawostek, którymi możemy się pochwalić w towarzystwie w
najmniej odpowiednich momentach
i pełne autentycznej pasji poszukiwania odpowiedzi na pytania typu "kiedy jest teraz?" czy "czym jest nic?" (stąd nie powinno budzić zdumienia moje skojarzenie z
książeczkami z dzieciństwa). Te pytania są, oczywiście, troszkę pretekstowe, bo tłumacząc na przykład, dlaczego pojęcie jest zielone, tak naprawdę autor rzuca w czytelnika miniwykładem w ogóle o postrzeganiu kolorów, złudzeniach optycznych i tego typu rzeczach, które - przynajmniej na pozór - nie mają za wiele wspólnego z samym "zielonym pojęciem". Ale to wcale nie znaczy, że te główne pytania są bez znaczenia i zostawia się je bez żadnej odpowiedzi. Po prostu docieramy do niej dość okrężną drogą. Człowiek nawet nie zauważa, kiedy do jego głowy wślizguje się jakaś wiedza i - co ważne - ciekawość, chęć samodzielnego pogłębienia tematów. Bo przecież ta książka nie mówi nam wszystkiego. Bah, nawet nie próbuje udawać, że wyczerpuje jakikolwiek temat. Ona ma zaledwie zaczepić wędkę - reszta zależy od nas. I wydaje mi się, że to jest bardzo zgodne z założeniami publikacji popularnonaukowych. Mają popularyzować, a nie dawać gotowe odpowiedzi na wszystko. A
co jeszcze lepsze, czytelnik nie jest zostawiony sam sobie z tą
rozbudzoną ciekawością, bo do każdego rozdziału dostajemy
bibliografię. Bardzo mnie to ucieszyło i jestem mocno przekonana,
że w bliższej lub dalszej przyszłości z tego sobie skorzystam.
Autor sam przyznaje, że nie jest
ekspertem w tematach poruszonych w książce – nie znał się na
nich, ale go zainteresowały, więc po prostu zaczął szukać
informacji. Myślę, że w tym tkwi tajemnica sukcesu Jak
to wyjaśnić? – bo nie sztuką
byłoby zalanie czytelnika wiedzą i wieloletnim
riserczem, być
może takim, które wynika ze studiowania danej dziedziny.
Myślę zresztą, że to pułapka, której nie uniknął tak
do końca Dawid Myśliwiec w
Przepisie na człowieka (więcej
o tej książce innym razem) – sztuką
jest dokonać takiej selekcji wiedzy, żeby dało się to
zaproponować czytelnikowi w atrakcyjny sposób, bez
przytłoczenia go. W
przypadku Jak to wyjaśnić?
autor sam jest trochę takim docelowym czytelnikiem – z dużą dozą
pewności więc może ocenić, co będzie fajne, a co stanowi już
nadmiar informacji.
Jak to wyjaśnić? to lektura
lekka i przyjemna. Jeśli ktoś słyszał autora na jego jutubowym
kanale, bardzo szybko można się zorientować, że jej język jest w
zasadzie jednaki ze stylem prezentowanym na tymże kanale. Do tego
stopnia, że właściwie słyszy się głos Kacpra Pitali podczas
czytania. To trochę creepy, ale jednocześnie
taki płynny, swobodny sposób
pisania sprawia, że całkiem dużo się zapamiętuje.
Dodatkowo bardzo spodobało mi się
zakomponowanie całej książki – to znaczy płynne połączenie ze
sobą poszczególnych rozdziałów, tak że z jednego wynika kolejny,
z tego jeszcze następny, a koniec końców wszystko się wdzięcznie
zapętla i w tych
rozważaniach o kosmosie,
czasie i całej reszcie lądujemy w punkcie wyjścia.
Jeśli miałabym się do czegoś
przyczepić, to (prawdziwa intelektualistka ze mnie wychodzi w tym
wpisie) brak obrazków. Już tłumaczę: w jednym z rozdziałów
autor omawia kilka złudzeń optycznych. To są dość znane
złudzenia, np. z obiektem rzucającym cień na szachownicę, ale
jednak nie każdy musi znać wszystkie obrazki z internetu. A
opisywanie takiej grafiki i omawianie, na czym polega dane złudzenie,
to dość karkołomne zadanie. Podobnie czytelnika mogła ominąć
sukienkagate, wiecie, z tą sukienką, co to była czarno-niebieska
albo biało-złota. Przy czym
okej, brak zdjęcia sukienki jeszcze mogę zrozumieć, bo ilustracja
siłą rzeczy musiałaby być w kolorze, ale wspomniana już
szachownica spokojnie dałaby radę w czerni i bieli, więc hej –
czemu by nie? To trochę
jakby w podręczniku do polskiego było omówienie „Pejzażu z
upadkiem Ikara”, ale bez zamieszczenia reprodukcji obrazu. Niby się
da, ale jednak trochę dziwnie.
Ale
to chyba był jedyny moment, kiedy rzeczywiście coś mi zazgrzytało.
Owszem, trochę mnie zaskoczył kompletny brak Neila deGrasse Tysona w
bibliografii, ale to wrażenie było tak naprawdę spowodowane tym,
że w pierwszym rozdziale autor objaśnia definicję kosmosu i
zapoznaje czytelnika z pojęciem „linii Kármána” – a ja parę
dni przed lekturą oglądałam krótkie wideo na kanale StarTalk
właśnie na ten temat. Moja chęć ujrzenia Tysona w bibliografii
więc może być absolutnie subiektywna
i wynikająca
z mojej
sympatii
do tego astrofizyka i popularyzatora nauki (ma
do perfekcji opanowane bycie jednocześnie zarąbiście mądrym i
proste, atrakcyjne przekazywanie tej wiedzy).
Tak
poza tym, to po prostu fajna, lekka książka, która da radę i
poszerzyć nieco horyzonty, i zaciekawić. Ja na przykład wreszcie zrozumiałam, czym jest efekt Dopplera, o którym wprawdzie słyszałam wcześniej i tak tyle o ile ogarniałam, ale po prawdzie to jednak nie za bardzo. Jeśli
ktoś na co dzień śledzi i/lub czyta innych popularyzatorów nauki,
jest pewna szansa, że sporą część ciekawostek z Jak to
wyjaśnić? miał okazję już
poznać. Ale raczej wątpię, żeby tak zupełnie wszystkie. Po
lekturze nie staniemy się geniuszami, ale na pewno będziemy mieć
poczucie fajnie spędzonego czasu. A
o nanokryształach kameleonów będę pamiętała pewnie jeszcze
długo, bo hej, jeśli to nie jest czyste i radosne saj-faj, to ja
już nie wiem, co nim jest.
Ciekawe, że jesteśmy w stanie teoretycznie zajrzeć tak absurdalnie daleko w czasie - choć jest w tym też pewien oczywisty haczyk. Mamy teraz pewną wiedzę na temat naszego uniwersum, wiedzę na temat rządzących nim praw fizyki i limitów takich jak prędkość światła. Na podstawie owej niepełnej wiedzy przewidujemy przyszłość, ale gdy tylko stan wiedzy ulegnie zmianie, nasza wizja nadchodzącej historii wszechświata też może się dramatycznie zmienić. Wiele jest potencjalnych rzeczy, których nie wiemy, albo rzeczy, o których myślimy, że wiemy - ale tylko do czasu, aż ktoś nie udowodni, że się myliliśmy. Jednak póki co nasza wciąż jeszcze młoda nauka przewiduje, że kiedyś, za niewyobrażalnie wiele lat, po wszystkim nie zostanie zupełnie nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz