Chyba
czas zacząć popełniać notki w temacie wyzwania, prawda?
Najpierw
dwa słowa dla niewtajemniczonych: w tej wąskiej szpalcie po prawej jakiś czas
temu pojawił się nowy banner – wiecie, tuż pod „Eksplorując nieznane”. Może
jest za mały i tego nie widać, ale napis na nim głosi: „Oglądamy filmy
wyreżyserowane przez Clinta Eastwooda”. Poniżej jest deadline: 31 maja 2015.
Więcej o całej inicjatywie można przeczytać po kliknięciu w rzeczony baner, ale
sedno sprawy jest takie, że do wymienionej wyżej daty trwa tak naprawdę
nieustający maraton filmów, gdzie po drugiej stronie kamery stał Eastwood.
Dołączyłam do akcji bardzo ochoczo, bo co prawda część tytułów wyreżyserowanych
przez niego oglądałam, niektóre więcej niż raz, ale przecież ta lista w
rzeczywistości jest dość długa i mam w niej spore luki. Nie można być fangirlem
z takimi brakami!
Przy
tej okazji w ogóle bardzo polecam dołączenie do zabawy, gdyż albowiem ponieważ
że, Eastwood genialnym reżyserem jest. Rzekłam.
Postanowiłam
jechać chronologicznie, toteż zaczęłam do reżyserskiego debiutu Eastwooda,
filmu z 1971 r., Play Misty for Me.
W
wielkim skrócie: historia psychofanki i jej idola. Tak, wiem, brzmi straszliwie
znajomo i kojarzy się bardzo z Kingiem. Trochę czasu minęło, nim się
zorientowałam, że kiedy Eastwood kręcił swój film, King brał ślub i nie myślał
jeszcze nawet o Carrie, a cóż dopiero
o Misery, które powstanie szesnaście
lat później. Pod pewnymi względami też Play
Misty… może przypominać Fatalne
zauroczenie, które jednak też jest sporo młodsze.
Wbrew
pozorom, nie zmierzam do obnoszenia się z tym, jak świetnie znam teksty kultury
poświęcone psychopatkom. Prawdę mówiąc, nie oglądałam ani nie czytałam Misery i wcale nie jestem pewna, czy
oglądałam Fatalne zauroczenie. Może
kiedyś, bardzo dawno… Zmierzam natomiast do tego, że wydaje mi się, że Eastwood
wybrał sobie dość karkołomnego czelendża na debiut reżyserski. Już samo
postawienie na thriller wydaje mi się hardą decyzją: pozostanie po właściwej
stronie tej cienkiej granicy między utrzymaniem widza w stanie najwyższego
napięcia i niepokoju a zanudzeniem nie może być łatwe i jeśli mam być szczera, nawet
wielbiony przez miliony Kubrick potrafi mnie do cna uśpić. Cóż dopiero
debiutant? I to taki, który do tej pory – jako aktor – wykazywał się głównie w
westernach?
Czy mu
się udało?
Sama
ciągle się zastanawiam. Nie mogę powstrzymać się od stwierdzenia, że jak na
debiutanta, poszło Eastwoodowi naprawdę dobrze. Z drugiej strony, jestem
widzem: nie obchodzi mnie, ile reżyser ma doświadczenia – chcę obejrzeć ciekawy
film. I tutaj Play Misty for Me
troszkę się wyłożyło. Nawet nie chodzi o to, że jest nudny. Choć pod tym
względem nie będę nigdy obiektywna, bo wiecie… Clint Eastwood. Mógłby stać
przed kamerą i mówić, że lubi placki, a ja najprawdopodobniej nadal będę się
jarać. A wracając do Play Misty…: nie
jest to nudny film. Po prostu bywa irytujący.
Jakkolwiek
piszę to z prawdziwą zgrozą i moje fangirlowskie serduszko pęka w drabiazgi, w
całej tej opowieści najsłabiej wypada postać… cóż, samego Eastwooda, czyli
prezenter radiowy Dave. Znosiłam go
tylko dlatego, że c’mon, to Eastwood. Ale to był taki dziwny i rozmemłany
Eastwood . I nie chodzi mi o to, że ach jej, nie grał twardziela. Raczej sęk w
tym, że sprawiał wrażenie, jakby nie mógł się zdecydować, kogo grać. Z jednej
strony: przystojny, niezależny, dziany koleżka, który prowadzi swoje
niezależne, dziane życie i uwielbiają go tysiące. Jako ktoś taki powinien umieć
się zachować w obliczu psychofanki: wystawić ją za drzwi, uprzejmie poprosić,
by spierdalała i tyle. Tymczasem on z jakiegoś niepojętego powodu zaczyna się
angażować w związek, otacza ją opieką i nieomal chroni przed światem (serio,
jego rozmowa z policjantem? Miałam wrażenie, że on naprawdę chce ją kryć). No
dobrze, czyli po prostu okazuje się, że to wcześniejsze wrażenie to tylko
pozory, a Dave w istocie jest duszą wrażliwą i skłonną do psiego przywiązania.
Tylko że nie. Bo z trzeciej strony, on przecież po wielekroć każe jej
spierdalać. Ale kiedy tylko nadarza się ku temu okazja, znów przygarnia
kobietę. Nie rozumiałam tego i nadal nie rozumiem, Dave mnie tylko irytował i
nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to wszystko go spotyka na jego własne
życzenie.
Zupełnie
inaczej odebrałam natomiast wspomnianą psychofankę, Evelyn (Jessica Walter). Była po prostu creepy. Choćby z tym, jak
gładko przechodziła ze słodkiego uśmieszku niewiniątka w stan krwiożerczej
furii. A w tym wszystkim zachowała jakąś przeraźliwą naturalność. To, czego
zabrakło w jej przypadku, to jedynie trochę więcej stopniowania napięcia. Bo
właściwie w jednej chwili się pojawia, a w następnej widz już ma pokazane
czarno na białym, że to niebezpieczna wariatka.
Mimo
ambiwalentnego stosunku do bohaterów, nie da się ukryć, że film miał klimat i w
jakiś sposób wciągnął, nawet jeśli momentami miało się ochotę zrobić fejspalma
i dooglądać już nie odrywając ręki od twarzy. Nie powiem, że mnie zachwycił –
byłoby to jednak z mojej strony pewną hipokryzją. Nawet mimo młodego Eastwooda.
Mimo wszystko jednak – biorąc pod uwagę to, o czym pisałam wcześniej, że to nie
było łatwe zadanie na starcie – uważam, że wyszedł z debiutu obronną ręką. A
przecież dobrze wiem, że potem było już tylko coraz lepiej i lepiej. Naprawdę cieszę
się, że to obejrzałam. Warto zobaczyć, od czego zaczynał reżyser Gran Torino.
– Why didn't you take my call?
– Where does it say that I gotta
drop what I'm doing and answer the phone every time it rings?
– Do you know your nostrils flare out into little
wings when you're mad? It's kinda cute.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTeż zaczęłam od Play Misty for Me, ale muszę przyznać, że strasznie mnie ten film zirytował. Właśnie przez tę "niewiadomo-jaką" postawę głównego bohatera - raz każe lasce spadać, raz wymięka, potem znów każe jej spadać, potem chroni przed policją. Umęczyłam się okropnie :)
OdpowiedzUsuńEee a ja polubiłem ten debiut właśnie dlatego że Clint wykazał się odwagą konstruując bohatera, który był kompletnym przeciwieństwem jego dotychczasowych postaci. Kowboj, samiec alfa vs miglanc, bawidamek. Jednak ostatnimi scenami i strzałem z prawej prostej zadeklarował się co do przyszłych bohaterów :)
OdpowiedzUsuń