Autor: Isaac Asimov
Tytuł: Pozytonowy detektyw
Tytuł
oryginału: The Caves of
Steel
Tłumaczenie: Julian Stawiński
Miejsce i rok wydania: Poznań 2003
Wydawca: Dom Wydawniczy REBIS
Wszyscy
wokół mnie zaczęli pisać o NaNoWriMo. Krócej, dłużej, ale piszą. Zapowiadają,
że za niecały miesiąc umrą dla świata. Cóż, też bym mogła zapowiadać, ale
zrobię to jakoś bliżej listopada. Nie będę przecież się rozpisywać o NaNo,
skoro już to robiłam na tym blogu (choć nie ukrywam, że jaram się swoją
NaNoPowieścią w tym roku niemożebnie, nawet sama sobie już rysuję fanarty, ale
o tym stopniu rozwoju Wewnętrznego Grafomana to może porozmawiajmy przy piwie,
a nie tak publicznie, a?).
Za to
z miłą chęcią uzewnętrznię się w temacie mojego radosnego maratonu przez cykl o
robotach Asimova.
Pozytonowy
detektyw to pierwsza
powieść z serii, do której wstępem i zapowiedzią był zbiór opowiadań Ja, Robot. W tym miejscu, gdyby ktoś był
niezdecydowany, gorąco zachęcam do rozpoczęcia przygody z cyklem od zbioru.
Niby Pozytonowy detektyw nie ma nic
wspólnego z opowiadaniami, rzecz się dzieje wiele, wieeele lat później, więc
siłą rzeczy nie pojawia się ani jedno znajome nazwisko, niemniej dużo lepiej
ogarnia się świat powieści, mając zaplecze historyczne z Ja, Robot.
A o
samej powieści? Cóż, jak wspomniałam, rzecz się dzieje późno. O! Tutaj, w przeciwieństwie
do zbioru opowiadań, ośmielę się stwierdzić, że Asimov opisuje daleką
przyszłość – kilka tysięcy lat a pięćdziesiąt lat… Widzisz teraz różnicę,
Fenrirze? :P
Ale do
rzeczy: za te kilka tysięcy lat ludzkość dzieli się na dwie grupy – ponad osiem
miliardów ludzi żyje skupionych w wielomilionowych Miastach na Ziemi, a
niewielka grupka tkwi rozsiana na Światach Zaziemskich – planetach
skolonizowanych w dawnych czasach, nim powstały Miasta. Miasta bowiem nie są
tym, czym obecnie – to tak naprawdę gigantyczne budynki, podzielone wewnątrz na
sektory. Nie ma indywidualizmu ani prywatności, a człowiekowi w każdej chwili
grozi deklasyfikacja, niezależnie jak wysoko i z jakim mozołem wespnie się po
drabinie społecznej – choćby wspiął się tak wysoko, że nawet ma własną
łazienkę! Dodatkowym problemem jest obecność robotów, które, niestety, wykonują
pracę ludzi równie dobrze, a nawet lepiej, w dodatku są tańsze w utrzymaniu. Bogu
ducha winne maszyny są umieszczane w miejsce ludzi na coraz większej liczbie
stanowisk, a wykopani pracownicy lądują na dnie.
I w
tym – dość odpychającym – świecie czytelnik spotyka detektywa kategorii C5, Elijaha
Baleya. Jego przyjaciel ze szkolnej ławy, a obecnie przełożony, Julius Enderby,
zwraca się do Elijaha z nietypową sprawą: oto w Kosmopolu, ziemskiej enklawie
Przestrzeniowców (przybyszów ze Światów Zaziemskich), popełniono morderstwo. Co
gorsza, podejrzany jest ktoś z Ziemi, z Nowego Jorku. Napięte relacje między
mieszkańcami Miasta a Kosmopolu jeszcze się pogorszą, jeśli Elijah szybko nie
rozwiąże zagadki. A za partnera Przestrzeniowcy przydzielają mu… robota, R.
Daneela Olivaw.
I tak
czytelnik śmiga przez całkiem zacny kryminał, z nieoczekiwanymi zwrotami akcji,
wielością podejrzanych (od głównych bohaterów po postaci epizodyczne) i grubszą
aferą w tle. To właściwie kryminał niemal w klimatach noir, tyle że w odległej
przyszłości i z robotami. I, jakkolwiek już nie raz wspominałam, że nie jestem
żadną kryminalną wyjadaczką, tutaj naprawdę intrygę śledziło mi się z zapartym
tchem. Byłam okrutnie ciekawa, kto zabił, a po drodze niemal bez szemrania „kupowałam”
każde możliwe wyjaśnienie i tylko gdzieś tam na dnie mózgownicy stukało mi o
czaszkę takie nieśmiałe „Serio? Rozwiązanie zagadki w jednej trzeciej powieści?
Wiadomo, że to będzie ściema póki co!”. Przy czym nie miałam najmniejszego problemu
z ignorowaniem tego głosu rozsądku.
Osobną
sprawą są bohaterowie: sam Elijah jest właściwie dość… cóż, jest postacią,
którą bez problemu się przyjmuje do wiadomości, tyle o ile lubi i angażuje w
jego losy. Nie wzbudził we mnie wielkich emocji, ale był poprawny i nie nudził
mnie (jest na to zbyt choleryczny, jak mniemam). Dodatkowo bardzo ciekawie
śledziło się powolną przemianę – zarówno w samym detektywie jak i w otaczającym
go Mieście, widzianym z jego perspektywy. To znaczy proszę nie zrozumieć mnie
źle: Miasto pozostaje Miastem, oczywiście, ale gdzieś tam, powolutku, na
wierzch wychodzą jego mankamenty i detale, których wcześniej nie
dostrzegaliśmy: ani ja, czytelnik, ani Elijah.
Ale prawda
jest taka, że największym atutem powieści okazał się być R. Daneel. Po
pierwsze: od pierwszego kopa wiedziałam, jak ma wyglądać:
David - R. Daneel wanna-be. |
Po
drugie: Daneel był dokładnie tym, czym nie zdołał być Prometeuszowy David. Z
wyglądu był idealną imitacją człowieka, ale był od człowieka inteligentniejszy,
bardziej spostrzegawczy, lojalny, do bólu dosłowny, miał wbudowany obwód
sprawiedliwości, kierował się Prawami Robotyki, no i za diabła nie rozumiał
abstrakcyjnych pojęć. W sumie wyszedł z tego android-cudo, którego ja osobiście
stawiam bardzo wysoko w swoim małym rankingu sztucznych inteligencji.
Poza
tym wszystkim, powieść jest zwyczajnie bardzo ciekawą wizją przyszłości, w
której ludzkość z jednej strony osiągnęła niewyobrażalnie dużo, z drugiej zaś
stoczyła się na dno i wegetuje na krawędzi zagłady. Uważa, że system, który
sobie wypracowała, jest najlepszym ze światów, ale przecież widać, że tylko
radykalna zmiana może ją ocalić – zmiana taka jak zdecydowane nakierowanie się
na kolonizację nowych planet. Tak naprawdę jedynym elementem, przy którym
musiałam się uśmiechnąć, bo okazał się jednak mocno chybioną koncepcją
(przynajmniej na tyle, na ile dziś można to stwierdzić), były pręty, niby coś a’la
GPS, ale jednak bardziej przypominające różdżki.
Pozytonowy detektyw jest świetną książką, którą bez wahania
mogę polecić zarówno miłośnikom klasycznego kryminału, jak i fantastyki
naukowej. A nawet tym rozmiłowanym w sprawach socjologicznych. Ja byłam
najzupełniej zachwycona i raz jeszcze upewniłam się w zdaniu, że Asimov wielkim
pisarzem był. Właściwie to w tym momencie cykl o robotach prześcignął Koniec Wieczności i Równych bogom. I bardzo mnie to cieszy, bo jutro znów czeka mnie
półtorej godziny jazdy do pracy, a Nagie
słońce samo się nie przeczyta! 10/10.
A
wpis, jak łatwo się domyślić, powstał w ramach wyzwania czytelniczego Eksplorując nieznane.
- (...) A teraz, panie doktorze, czy to
prawda, że roboty Światów Zaziemskich fabrykują roboty o wiele bardziej
człekokształtne od naszych?
- Myślę, że to prawda.
- Czy potrafiliby wyprodukować robota tak
człekokształtnego, że w zwykłych warunkach mógłby uchodzić za człowieka?
Doktor Gerrigel zmarszczył brwi i
zamyślił się.
- Myślę, że tak - odparł wreszcie. - Ale
to szalenie kosztowne. Wątpię, czyby im się to opłacało.
- Czy przypuszcza pan - ciągnął
niestrudzenie Baley - że potrafiliby zbudować robota, który pana wprowadziłby w
błąd i którego pan wziąłby za człowieka?
- Ach, drogi panie - zachichotał robotyk.
- Bardzo wątpię. Naprawdę robot to nie tylko sprawa wyg... - urwał w pół słowa.
Powoli zwrócił się do R. Daneela, a bladość pokryła jego różową twarz.
- Mój Boże - szepnął. - Mój Boże.
Wyciągnął rękę i ostroŜnie dotknął
policzka R. Daneela, który nie odsunął się i ze spokojem patrzył na robotyka.
- Mój Boże - powtórzył dr Gerrigel
nieomal z łkaniem - to jest robot!
Mmm, zazdroszczę Ci, że sobie jeździsz te 1,5h do pracy - możesz spokojnie poczytać ;). A tak na serio to ja "Pozytonowego..." kiedyś też czytałem, ale chętnie bym sobie odświeżył. Chyba sobie kupię na allegro wszystkie roboty Asimova, bo nie mam żadnej jego książki w domu - wstyd, szczególnie, że planuję sporo robotów wrzucić do mojego kolejnego dzieła, więc przydało by się trochę polemiki z dziadkiem Isaac'em :).
OdpowiedzUsuńOch jasne, co tam, że muszę wstawać o 4. rano - grunt, że poczytać mogę, prawdziwa ze mnie szczęściara. xD (tak, tak, żartuję - w gruncie rzeczy lubię te dojazdy ;) )
UsuńTylko polecam nowy przekład, po poprawkach. W tej chwili czytam "Nagie słońce" w starym tłumaczeniu i nazwy własne są cośkolwiek no... głupie. :|
Ten z 2003r?
UsuńP.s. O 4.00?! Ale z Ciebie twardzielka ;).
Yup, moim zdaniem ten z 2003. Ten, gdzie będziesz miał "pozytonowy", a nie "pozytronowy". ;) Choć ja jakoś miałam to wkręcone z tą literką "r", bo zawsze byłam święcie przekonana, że to jest "Pozytronowy detektyw". o.O
OdpowiedzUsuńNo jaha, że twardzielka. 8) C'mon dopiero teraz to zauważyłeś? :P
TLDR, fajny blog, wpadnij do mnie.
OdpowiedzUsuńXDDDDDDDDD
UsuńWłaśnie to lubię w blogach. Że ludziska się zawsze przedstawią, napiszą kilka obiektywnych słów o blogu i nawet zaproszą do siebie ;).
UsuńJa coś nie trawię Asimova. Ale spróbuje po raz kolejny.
OdpowiedzUsuńA z ciekawości: co Ci konkretnie u niego nie odpowiada? :)
Usuń