wtorek, 8 października 2019

GMO, weganizm i kosmici: "Gorąca linia z Wężownika"

(źródło)

Autor: John Varley
Tytuł: Gorąca linia z Wężownika
Tytuł oryginału: The Ophiuchi Hotline
Tłumaczenie: Hanna Pasierska
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1996
Wydawca: Prószyński i S-ka

26 maja 2014 roku, czyli w czasie, kiedy uczestniczyłam w akcji „Eksplorując nieznane”, pod moją notką poświęconą Trudnej operacji Jamesa White’a niejaka Trishina poleciła mi Gorącą linię z Wężownika. A ja polecanki szanuję. Dlatego też już pięć lat później książka wylądowała w moich rękach. Bo jestem słowną Frąą.

Od razu może napiszę, że Gorąca linia z Wężownika nie stała się z miejsca moją ulubioną powieścią. Prawdę mówiąc, nie jest chyba nawet w puli dziesięciu ulubionych. Ale jedno muszę jej przyznać: jest cholernie wciągająca. Zaprezentowane w niej pomysły niewątpliwie mają rozmach (zapewne w latach siedemdziesiątych robiło to jeszcze większe wrażenie), świat jest przestronny i bardzo różnorodny, bohaterowie wyraziści, a akcja wartka – wszystko to sprawia, że przez książkę człowiek się w zasadzie prześlizguje, nie bardzo nawet zauważając, gdzie znikają te kolejne strony.
Ale z drugiej strony, właśnie chyba ta lekkość i tempo sprawiają, że powieść nie zalazła mi jakoś mocniej za mózg. Dodatkowo zirytowało mnie zakończenie, bo pomyślałam sobie, że jest jakieś takie urwane i wygląda jakby to był dopiero wstęp do czegoś. Potem doczytałam w internetach, że istotnie: to jest pierwsza część cyklu Eight Worlds, ale – jeśli mnie Wikipedia nie okłamuje – kolejne tomy nie zostały wydane po polsku. Z drugiej strony, między Gorącą linią… a kolejną częścią, Steel Beach, jest piętnaście lat odstępu, więc nie wiem tak naprawdę, czy pierwszy tom był rzeczywiście pomyślany jako początek cyklu, czy cykl pojawił się dużo później, a tamto należy jednak rozpatrywać jako samodzielną całość.

To, co mnie chyba najbardziej cieszy w Gorącej linii…, to ta dwojaka wizja przyszłości gatunku ludzkiego: bo z jednej strony to jest wizja pesymistyczna, w której ludzkość została wypchnięta z własnej planety i żyje w rozproszeniu na pozbawionych atmosfery kawałkach kosmicznych skał, drąży w nich tunele i walczy o przetrwanie. A tak naprawdę to, co widzimy w powieści, to dopiero początek tej walki, bo zapewne będzie jeszcze gorzej.
Z drugiej jednak strony, ludzkość fantastycznie wykorzystała wiedzę płynącą z tytułowej gorącej linii. Zwalczyła choroby, nawet samą śmierć, mięso rośnie na drzewach, a bardzo szeroko pojęte kwestie seksualności przestały stanowić temat tabu. Człowiek przyszłości jest racjonalny i, o dziwo, bardzo pokojowo nastawiony. A jednak nie aż tak wyidealizowany jak w Star Treku, no bo nadal są krętacze i przestępcy, wciąż istnieje też chociażby taka zwykła próżność, która każe ot tak, dla ozdoby, w bardzo wymyślny sposób modyfikować własne ciało.

Z całą pewnością też Gorąca linia… stawia pytania – i to dość duże. Począwszy od potencjalnego kontaktu z obcą cywilizacją i miejsce człowieka we wszechświecie, przez genetyczne i biologiczne modyfikacje, a na nowoczesnym systemie karnym kończąc. Szczególnie istotne miejsce w tym wszystkim zajmują kwestie klonowania, nieśmiertelności i związanych z tym konsekwencji – zarówno te dobrych jak i złych. Mam jednak wrażenie, że te tematy jakoś nadzwyczaj nie poruszają czytelnika, choć właściwie powinny, i to teraz nawet bardziej niż w czasie, kiedy powieść powstawała, bo stopniowo przecież wchodzimy w epokę, w której to wszystko wychodzi z domeny fikcji i staje się rzeczywistością. Jakby mnie ktoś pytał o zdanie, obstawiłabym, że to wynika z pewnego przedobrzenia: prezentowani w powieści ludzie w bardzo niewielkim stopniu przypominają nas. Dane przesyłane z Wężownika przez kilkaset lat tak bardzo odmieniły nasz gatunek, że bardzo trudno identyfikować się z Lilą i innymi bohaterami. Wszystko jest trochę zbyt odmienne, zbyt odległe, żeby czytelnik mógł się w pełni zaangażować. Przynajmniej u mnie w ten sposób to podziałało. Nawet Javelin, która teoretycznie powinna być bliższa odbiorcy, jak na ironię jest chyba najbardziej egzotyczna – a to ze względu na jej profesję i tryb życia. Choć, tu muszę nadmienić, w ogóle łowców dziur uwielbiam z całym dobrodziejstwem inwentarza, a Javelin jest kapitalna.
Zresztą, jak już wspominałam, bohaterowie są wyraziści. I to tak naprawdę, prawdziwa galeria pomysłowych indywiduów. Począwszy od nadzwyczaj egzotycznej Javelin, przez Parameter/Solstice czy Vaffę, po tajemniczego szefa Tweeda. Prawdę mówiąc, najbanalniej w tym zestawieniu jawi się główna bohaterka, Lila. Niemniej nawet ona ma swoje charakterystyczne cechy i łatwo zapada w pamięć. Ich perypetie i – skądinąd bardzo skomplikowane – interakcje śledzi się z przyjemnością.

Gorąca linia z Wężownika to tryskająca pomysłami, śmiała wizja przyszłości, przy tworzeniu której autor najwyraźniej bardzo wziął do siebie powiedzonko „ogranicza cię tylko twoja wyobraźnia”. A tej, jak widać, Johnowi Varleyowi nie brakuje. Zdecydowanie rozrywkowa lektura na kilka miłych wieczorów.
Tylko uprzedzam: do wizyty Najeźdźców zostało nam jakieś trzydzieści lat.



Najazd na Ziemię miał drugorzędne znaczenie. Został dokonany ze względu na trzy zamieszkujące ją inteligentne gatunki: kaszaloty, mieczniki i delfiny butelkonose. (zdjęcia archiwalne ssaków morskich)
Bronson twierdzi, że we wszechświecie istnieje kilka poziomów inteligencji. Na szczycie znajdują się Jowiszanie i Najeźdźcy. Poziom niżej – delfiny i wieloryby. Ludzie, ptaki, pszczoły, bobry, mrówki i korale nie są uważane za gatunki inteligentne.

2 komentarze:

  1. Ech, ależ sentymentalną podróż mi zafundowałaś. To była jedna z książek z bibliotecznego rzutu czytelniczego na początku mojego czytania fantastyki, gdzieś w liceum. Przeczytałem chyba wszystkie z serii NF, które były w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do usług :D Polecasz coś jeszcze z tej serii? ^^

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...