wtorek, 26 maja 2015

"Pokój światów" albo: cameo - robisz to dobrze

Autor: Paweł Majka
Tytuł: Pokój światów
Miejsce i rok wydania: Bydgoszcz 2014
Wydawca: Genius Creations

O Pokoju światów przeczytałam parę naprawdę entuzjastycznych opinii. W dodatku opis był faktycznie intrygujący, a już jak zobaczyłam, że zaczyna się od zdania „Ziemia po Kresie”, no to poczułam, że to znak. Bo, widzicie, ja przez ostatnie miesiące w pocie czoła przedzieram się przez Króla Bezmiarów. Niby nie jest to szczególnie wymagająca lektura, ale mam jej tak wiele do zarzucenia i z wielu powodów nudzi mnie tak kosmicznie, że brnę i przebrnąć nie mogę. Hasło „Ziemia po Kresie” zinterpretowałam więc jako „rzuć Króla…, czytaj coś innego!” – i do tej interpretacji się zastosowałam.
I nagle na nowo odkryłam, że można czerpać przyjemność z czytania i że książka może wciągnąć. Wow. Zaskoczenie tak wielkie.
Okazało się, że Pokój światów wciąga od pierwszego kopa.

Raz – świetny pomysł na świat. Dopiero po przeczytaniu całości dotarło do mnie, jak łatwo było to schrzanić: zapędzić się we wrzucanie zbyt wielu grzybków w barszcz, w obnoszenie się z riserczem albo wręcz przeciwnie – kaszanienie wątków i postaci przez niedostateczne obadanie tematu. Tutaj wszystko gra. Świat jest ciekawy, mitbomby uważam za rewelacyjny pomysł, cała ta nadprzyrodzona hałastra fascynuje, no i magia. Szalenie podoba mi się to, że choć ludzie dostali magię, to ona ani trochę nie jest takim spełnieniem snów każdego fantasty, jak mogłoby się zdawać. Jest niebezpieczna i jeśli już ktoś chce z niej korzystać, to musi być bardzo, bardzo ostrożny.
Skoro już o świecie i magii mowa, to nie mogę nie wspomnieć o nawiedzonych miejscach (choć może powinnam o nich pisać przy okazji bohaterów?) – całkowicie mnie urzekła zwłaszcza Wiekuista Puszcza, ale i Rewolucja czy Matka Tajga. Lubię takie motywy, a do lasów z własną świadomością to już w ogóle mam słabość, toteż tutaj miałam wiele zacieszu.

Dwa – postacie. Widać wyraźnie, że autor umie w bohaterów. Są różnorodni i wyraziści, a każdy z osobna zapada w pamięć. Podobają mi się też relacje między nimi, niełatwe przyjaźnie i fajnie poprowadzone wątki romantyczne (wiecie, mój ulubiony sposób pisania o miłości: nie pisać o niej). Tradycyjnie, najsłabiej w całym zestawieniu wypada główny bohater, Kutrzeba. Najlepsze, co ma, to zmora. Poza nią jest typkiem dość nijakim, choć tu i ówdzie strzela fajnymi tekstami, no i wydał mi się interesujący na samym początku – chyba przez tę kwestię picia w żałobie. Czytelnik miał wtedy chwilę, żeby poznać Mirka i ta znajomość dobrze się zapowiadała. Po prostu później jakoś zbladł – nie wykluczam, że to tak naprawdę wina pozostałych bohaterów, którzy mogli nieco go przyćmić: Szuler Losu, Jasiek, a choćby i Czus. No i ten, któremu zawdzięczam tytuł dzisiejszej notki: Grabiński. Inspektor kolejowy. Niby mała rzecz, ale cieszyła mnie przez całą lekturę.

I skoro już przy tym jestem, w ogóle takich radosnych detali było w powieści sporo. Dla mnie osobiście chyba najważniejszym, bo wyczekiwanym, odkąd tylko zobaczyłam tytuł, było pojawienie się trójnogów z promieniem śmierci. Oczywiście, o wpleceniu legendarnych czy literackich postaci w tło w ogóle nie ma co wspominać, bo one się pojawiają z samego założenia (choć nie każdy jest wymieniony z imienia i nazwiska).

Aha - bohaterowie używają wołacza. Jestem tym absolutnie zachwycona.

A skoro mamy ciekawy świat i fajnych bohaterów, to każdy, kto trochę podczytuje tego bloga, pewnie już wie, że Fraa jest ukontentowana.

Ale teraz jeszcze trochę o opisanych wydarzeniach: zemsta stanowi motyw zawsze smakowity, a akcja jest wartka. Choć nie przeczę, że dla mnie chyba trochę zbyt wartka i zbyt poplątana, szczególnie pod koniec, kiedy już się nieco zgubiłam, kto z kim i po co. Zresztą miałam dziwny dysonans między częściami Czwarty a Piąty - ponieważ o ile Czwarty to całkiem rozbudowana historia, o tyle Piąty sprawia wrażenie doczepionego w ostatniej chwili, króciutkiego epizodziku.
Poprzetykanie głównej fabuły retrospekcjami było fajne na początku, bo każdy z tych powrotów do przeszłości stanowił komentarz do bieżących wydarzeń, ale z czasem zaczęłam mieć z tym pewien problem, ten sam zresztą, który pojawił się, kiedy czytałam Wilkozaków Dębskiego: poszatkowanie tekstu. Jak tylko wkręciłam się w daną akcję, następowało cięcie i narrator przenosił mnie do innych wydarzeń. No więc na nowo się wciągałam, po czym ani się obejrzałam i procedura się powtarzała. W końcu zaczęło mnie to męczyć. Może gdyby poszczególne fragmenty były zwyczajnie trochę dłuższe, nie czułabym się jak piłeczka w pinballu. A może po prostu preferuję bardziej statyczne teksty – nie wątpię, że to może być zwyczajnie kwestia gustu.

Za to nie jest już tylko kwestią gustu fakt, że tekstowi przydałaby się jeszcze jedna korekta. I do tego namawiałabym wydawcę. Rozumiem, że trudno nanosić poprawki w puszczonych w Polskę wydrukowanych egzemplarzach, ale chociaż ebooka można by ogarnąć. Tu i ówdzie są literówki, parę zbędnych powtórzeń, łyknięta sylaba czy przyimek. Właściwie nie przeszkadza przy lekturze, ale po co ma zostawiać niesmak. Choć nie przeczę, „Marka Boska” miała swój urok. Ale już np. trochę zabolało, kiedy zamiast Grabińskiego objawił się niejaki Grabowski (chyba że to w istocie chodziło o jakiegoś Grabowskiego, tylko ja nie pokumałam. W żadnym razie tego nie wykluczam, bo postaci epizodycznych przewija się na kartach powieści całe mnóstwo). 

Pokój światów jest książką ze wszech miar wartą przeczytania. Świetni bohaterowie i relacje między nimi, ciekawa koncepcja magii, rewelacyjny pomysł na świat (w tym – czego nie można pomijać – na inwazję obcych). Dużo i szybko się dzieje. Właściwie czuję się zachęcona do sięgnięcia w końcu po Dzielnicę obiecaną, czego, niestety, nie uczynię, bo wciąż nie przebrnęłam przez oryginalne Metro 2033 (mimo trzech podejść). Ale ponieważ jestem upartą Frąą, to na pewno jeszcze wszystko przede mną.




– W każdym razie przekroczyli Rubikon. Wiesz, co to Rubikon, Mirku?
– Taka Wisła, tylko bardziej starożytna.

11 komentarzy:

  1. Ośmielony recenzją zapraszam do lektury opowiadania: "Czarny piesek gryzie światło" dostępnego na stronie: "fantastyka polska" - ten sam świat, ale nieco wcześniej. Ze znajomych bohaterów niejaki Korycki, wówczas jeszcze młody sierżant. Literówki prześladują zresztą tekst i tam, co widać po oficjalnym tytule na stronie.

    A tutaj można zobaczyć jak wyglądają bohaterowie tak, jak sobie ich wyobraża Marek Rudowski: https://szulerlosu.wordpress.com/strona-glowna/galeria/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiadanie pobrane, będzie się czytało :)

      A ilustracje są kapitalne. Kutrzeba w mojej głowie wygląda zupełnie, zupełnie inaczej, ale ten też jest fajny. Jasiek idealnie się zgadza z moim wyobrażeniem. Reszta jest dobra. Po prostu dobra. Natomiast Burzymur. <3 To, co Rudowski zrobił z Burzymurem, jest totalnie cudne.
      Zazdraszczam takich ilustracji. :)

      Usuń
  2. Oho, jaka Fraa entuzjastyczna :D I jaka recenzja obiecująca. Trochę szkoda baboli. Babole to coś ostatnio zmora polskiego rynku wydawniczego. Długo można o tym, więc nawet nie zaczynam ;) Niniejszym, powstrzymując narzekanie, skupiam się na treści i mykam czytać polecone opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem - albo naprawdę rzecz utrafiła w moje gusta (jak pisałam: bohaterowie + świat i więcej mi nie trzeba^^), albo może to ten kontrast z "Królem Bezmiarów" *wchodzi do torby* Którego jedna trzecia wciąż nade mną wisi T_T

      Usuń
    2. Nie no, to bardzo dobrze widzieć taką entuzjastyczną Fręę :D Dobrze wróży.

      Usuń
  3. Siem poczułam zaintrygowana bardziej :3 A że przypadkowym przypadkiem ostatnio byłam na zakupach, to "Pokój światów" jest na kundelku. Przeczytam i będę dyskutować :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypadkiem. :D Zacny to przypadek. Czekam więc :D

      Usuń
    2. Wpadam, bo czuję, że powinnam - wciąż pijana tekstem i z obawą zabójczego kaca. Przeczytałam. Powieść budzi emocje. Każe się bać, zaciskać kciuki i oczy czasem też. Oficjalnie potwierdzam - doczeka się notki.

      Usuń
  4. Widzę, że to oficjalne - odmieniamy "Frąą" i "Fręę". Zastanawiam się jeszcze nad wymową. Czy przeciągać to "ą" czy czytać takie "ą-ą"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, chyba się zrobiła oficjalna ta wersja jakoś ze względu na częstość użycia - trochę jak w RJP. :D
      Wymowa - tak myślę - bez żadnych pauz ani czkawek. W końcu w mianowniku też nie jest "Fra-a", więc czemu po odmianie miałoby być?^^

      Usuń
  5. A niech mnie, nie przebrnęłam, Kutrzeba mnie odrzucił, taki posępny. I nie skończyłam.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...