środa, 18 sierpnia 2021

A gdyby pojechać na wakacje do Etherii?

(źródło)
Nigdy jakoś szczególnie nie jarałam się uniwersum Władców Wszechświata. Przygody He-Mana śledziłam raczej na wyrywki, a przygód She-Ry to właściwie w ogóle. Wydaje mi się, że kiedy te seriale byłam w stanie w ogóle oglądać w telewizji (w sensie że dorosłam na tyle, żeby w ogóle cokolwiek z nich ogarniać), one już sprawiały wrażenie nieco przestarzałych. Bohaterowie śmieszyli mnie swoimi przerysowanymi, napompowanymi sylwetkami, dialogi były drętwe, no i jakoś tak całościowo po prostu nie chwyciło. Toteż kiedy na Netfliksie pojawiła się najpierw 
She-Ra i Księżniczki Mocy, potem zaś Władcy Wszechświata, nie miałam właściwie żadnych oczekiwań. Po prostu uznałam, że hej: może czas wybrać się do tego dziwnego świata?

W życiu bym nie pomyślała, że ta wycieczka będzie aż tak udana. Bo tu w ogóle nie ma o czym gadać: to jest po prostu dobry serial. Tak, jest w nim nieco przesłodzonego pitolingu o przyjaźni, ale trzeba pamiętać, że to tytuł, który na spokojnie mogą oglądać młodsi widzowie, więc może takie rzeczy są na miejscu. W moim odczuciu nowa odsłona She-Ry jest równie udana co My Little Pony: Friendship is Magic sprzed dziesięciu lat – bohaterowie są wyraziści, animacja dynamiczna, fabuła pomysłowa i ogólnie wszystko bardzo fajnie gra. Dzieciak może sobie z tego wyciągnie jakieś wartości edukacyjne (piszę „może”, bo nie mam pojęcia, co tak naprawdę z seriali wyciągają dzieciaki), a dorosły widz po prostu dobrze się bawi.

Jeśli chodzi o postacie, to She-Ra i Księżniczki Mocy działa świetnie nie tylko w kategorii kreskówek dla dzieci, ale w ogóle filmów czy nawet książek. Ich różnorodność i charyzma są odświeżające. W przeciwieństwie do serialu z 1985, gdzie wszystkie bohaterki wyglądały jak jedna i ta sama cosplayerka, która tylko zmienia kostiumy i peruki, tutaj mamy najrozmaitsze typy urody (kurde, weźmy Double Trouble, która w oryginale była… no tak, kolejną laską podobną do reszty, a w serii z 2018 to w ogóle zupełnie inna kategoria istoty), wiek, style ubierania się, najrozmaitsze emocje odbite na twarzach (lub miejscach, gdzie twarz powinna była się znaleźć). A różnorodność charakterów jest jeszcze lepsza. Każdy ma swoje małe dziwności (chociażby zamiłowanie Mermisty do powieści kryminalnych), nie brak pewnych mrugnięć do oryginalnej serii (totalnie uwielbiam śmieszkowanie z odkrytego brzucha Bowa (nawet miał skafander kosmiczny z odsłoniętym brzuchem!), które ewidentnie nawiązuje do outfitu Bowa sprzed trzydziestu sześciu lat). Już na pierwszy rzut oka widać, że każdej postaci poświęcono nieco czasu, żeby stworzyć kompletny byt, wyrazisty i oryginalny, będący zdecydowanie czymś więcej, niż tylko recyklingiem postaci z zeszłego wieku. Bohaterowie są totalnie zapamiętywalni i z miejsca budzą sympatię – i to zarówno ci „dobrzy” jak i „źli”.
(źródło)
Piszę te dwa określenia w cudzysłowie, ponieważ to jest kolejna świetna rzecz: w zasadzie dość trudno mówić o dobrych i złych. To znaczy jasne, historię poznajemy przede wszystkim z perspektywy She-Ry i Glimmer, ale mamy też niezły wgląd w tę drugą stronę. I dość trudno przyszłoby mi na serio nazwanie Catry złą postacią. Jest w dużym stopniu zmanipulowana, przez długi czas wierzy w słuszność swojej misji. Potem staje się coraz bardziej i bardziej zagubiona. Mimo nieustającej walki z Księżniczkami, ratuje przecież Adorze życie. Z jej punktu widzenia to Księżniczki są złe. Niejasno też wygląda sytuacja z Hordakiem, Shadow Weaver czy Scorpią (chyba najbardziej uroczą postacią ze wszystkich), a już Entrapta (którą totalnie uwielbiam – ją i jej chwytne włosy) w ogóle wymyka się tego typu kategoryzowaniu. Najprędzej jako złola można by traktować Horde’a Prime’a, z tym że tutaj rozbijamy się o podobny dylemat co w przypadku marvelowskiego Thanosa: z naszej perspektywy rzeczywiście jest zły – bo chce nas zabić. Ale w jego perspektywie to jest działanie na korzyść wszechświata. Nie ma w She-Rze… bohatera, który by był po prostu zły „bo tak” – bo jest zły i bo chce przejąć władzę nad światem, żeby siać zniszczenie i żeby ludzkość rozpaczała u jego stóp, wijąc się w płomieniach. A to jest przecież typ złola, którego nierzadko widuję w produkcjach kierowanych do dorosłego widza. Wow.

(źródło)
Ma się rozumieć, duże znaczenie ma fabuła – a ta również nie rozczarowuje. Widz zostaje wrzucony w środek wydarzeń, trwa wojna, są jacyś rebelianci, stopniowo wszystko sobie układamy w głowie i wkraczamy w tę – odmalowaną z dużym rozmachem – opowieść. I ta opowieść właściwie do samego końca trzyma w napięciu. Kolejne wydarzenia są trudne do przewidzenia, a szala zwycięstwa w wojnie przechyla się to na jedną, to na drugą stronę. I owszem, nierzadko kłopoty rebeliantów są spowodowane zupełnie głupim postępowaniem bohaterów, którzy potrafią zachować się jak dzieciaki, ale hej – to po części są dzieciaki. Więc owszem, kiedy jedenastoletnia Frosta czy nieco tylko starsza Glimmer robią coś głupiego tylko po to, żeby udowodnić światu, że są dorosłe i samodzielne – to się kupuje. Bo nie ma tutaj sprzeczności. Jeśli bohaterowie w wieku późnolicealnym mają swoje późnolicealne dramy – nie zamierzam się czepiać. Sorry, nie mają dużego doświadczenia w ratowaniu świata.
A cała ta epicka historia jest dodatkowo okraszona bardzo fajnym humorem, miejscami głupkowatym, miejscami z nutką sarkazmu, ale niezmiennie dość lekkim, przy którym można sobie śmiechnąć, ale nie wybija z klimatu jakimiś nachalnymi comic reliefami. Nawet Bow, który ewidentnie generuje nieco więcej humorystycznych momentów niż inni, nie jest tylko zabawnym sidekickiem – raczej funkcjonuje tu na podobnej zasadzie co Sokka w Avatarze – owszem, bywa zabawny, ale za tym kryje się dużo więcej.
Oprócz klasycznych pogadanek o przyjaźni, mamy też oczywiście sporo pokonywania lub akceptowania własnych słabości, radzenia sobie mimo braku supermocy (uwielbiam to, że bohaterowie nawet bez nich wciąż pozostają kompetentni – owszem, słabsi, ale nie tacy zupełnie bezradni), dużo o zaufaniu i lojalności, znalazłoby się też nieco o cenie władzy czy o wyborze między decydowaniem o sobie a wypełnianiem z góry wytyczonego Przeznaczenia. I o autyzmie. Bo czemu nie.
I nie piszę nic więcej o fabule, bo zdecydowanie nie chcę spoilować – tam jest masa plot twistów i ciągle coś się dzieje, warto więc zacząć przygodę z serialem bez zdradzonych szczegółów.

(źródło)
Jeśli miałabym się czegoś czepiać, to chyba tylko tego, że momentami kreska jakby ucieka. Postacie czasem mają nie do końca proporcjonalną jakąś część ciała, czasem twarz jakoś się dziwnie wygnie, ale nie są to częste problemy. Całość wizualnie jest bardzo ładna i czysta, a ekspresja stanowiła wyraźnie większy priorytet niż szczegółowe wyrzeźbienie czyjejś klaty (i, paradoksalnie, mimo tej uproszczonej kreski wizualnie te postacie są bardziej realistyczne niż pierwotnie).

Powtórzę, w razie gdyby umknęło: She-Ra i Księżniczki Mocy to świetny serial animowany. Pełen akcji, z pomysłową intrygą (podobno nieco zmienioną w stosunku do oryginału sprzed lat, acz bazuję tu wyłącznie na informacjach z internetu, bo nie mam pojęcia, o co chodziło w tamtej serii), rewelacyjnym wyczuciem tempa, fajnym klimatem i humorem, a przede wszystkim: fantastycznymi bohaterami – konsekwentnie poprowadzonymi, zaopatrzonymi w cały wachlarz zalet, wad i pasji, uwikłanymi w najrozmaitsze relacje, choć większość oczywiście funkcjonuje pod szyldem przyjaźni. Tym postaciom się kibicuje i bardzo łatwo zaangażować się w całą tę historię.

A tak w ramach ciekawostki: w linku zestawienie postaci z serialu z 1985 z ich odświeżonymi odpowiednikami. W moim odczuciu to zmiana na ogromny plus. A jak to odbierają fani oryginalnej She-Ry? Nie mam bladego pojęcia, bo chyba w mojej bańce za bardzo żadnego nie ma.





– Imperfection is what makes scientific experimentation possible! Imperfection is beautiful... at least to me.

3 komentarze:

  1. No kusisz, ale jakoś nie mogę się przekonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głowy nie dam, ale wydaje mi się, że to nie Twój klimat. :) Choćby przez fakt, że bohaterowie są tak w wieku 15-25 i to jest bardzo odczuwalne.

      Usuń
    2. No właśnie trochę się tego obawiam. Z drugiej strony Gravity Falls bawiło, Hilda też.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...