środa, 1 lipca 2020

Władca Pierścieni: Podróże przez Śródziemie

(źródło)
Lubię gry kooperacyjne. Tak ogólnie, czy to na kompie, czy planszowe – zazwyczaj wolę współpracować niż się tłuc. Przynajmniej jest mniejsze ryzyko rozwodu i/lub zniszczonych przyjaźni. Jeśli do tego dodać mocno ugruntowaną w serduszku miłość do Władcy Pierścieni, nie powinno dziwić, że się nieco jarałam na wypróbowanie wydanych przez Rebel Podróży przez Śródziemie. Owszem, trochę zwlekaliśmy z pierwszą rozgrywką, no bo jaranie jaraniem, ale instrukcja nieco przerażała – niemniej w końcu się udało. I to jest kurde piękne.

Gra robi fantastyczne wrażenie właściwie od pierwszego wejrzenia: ma bardzo ładne i szczegółowe figurki, mnóstwo dużo najrozmaitszych kart, solidne puzzle, z których składa się planszę, no i te przerażające instrukcje… A tak, bo instrukcje są dwie. Co gorsza, naprawdę warto znać zawartość każdej z nich – na szczęście można zapoznawać się z nimi po kolei, bo do pierwszego scenariusza kampanii „Kości Arnoru” wystarczy wiedza z jednej instrukcji, a kompendium zasad zostaje na później.
Podróże przez Śródziemie wymagają również aplikacji, co jest ostatnimi czasy dość częste, no i mam tutaj pewne zastrzeżenia. Niby nic wielkiego, ale na przykład brakuje mi opcji cofnięcia ostatniego (lub kilku ostatnich) ruchu. Ekran telefonu nie jest zbyt wielki i nazbyt łatwo przy jakimś teście kliknąć niechcący „zdany” zamiast „niezdany” lub odwrotnie. Nie miałabym też nic przeciwko możliwości powtórzenia wybranego scenariusza z kampanii, aplikacja jednak pozwala wyłącznie na kontynuowanie rozgrywki bądź rozpoczęcie kampanii od zera na innym slocie – choć to akurat jestem w stanie zrozumieć jako celowy zabieg, w przeciwieństwie do braku tej możliwości cofnięcia chybionego pacnięcia w ekran. To co jednak jest bardzo cenne w rozwiązaniu aplikacjowym, to zapisywanie stanu rozgrywki. Bez tego nie wyobrażam sobie rozgrywania kampanii, która może się ciągnąć wiele, wiele dni.
No właśnie: bo, jakkolwiek Podróże… mają tryb przygodowy, to myśmy od razu rzucili się na „Kości Arnoru”. Pojedynczy scenariusz, w zależności od wielkości planszy i samozaparcia graczy, zajmował nam godzinę-dwie. Ale mamy za sobą już chyba łącznie z pięć dni szlajania się po Śródziemiu i wciąż trudno określić, ile nasza podróż jeszcze zajmie. Jasne, nasza rozgrywka nie była, jakby to ująć, optymalna. Ponieważ – jak wspominałam – są dwie instrukcje, w których zmieszczono dość dużo reguł, na początku sporo rzeczy nam umykało, więc na przykład po dwóch dniach zorientowaliśmy się, że graliśmy na jakimś okrutnym hardzie, jako akcję traktując eksplorację obszaru, co wyraźnie było opisane, że akcją nie jest i że robi się samo, automatycznie, jeśli tylko postać wykona ruch na danych obszar. Przez pierwsze trzy scenariusze nie zdejmowaliśmy z postaci kart Strachu i Obrażeń. Także ten. Ale taki już urok pierwszych rozgrywek w nowy tytuł.
Prawda jest jednak taka, że zasady w Podróżach…, choć istotnie jest ich sporo, nie są wcale jakieś szczególnie skomplikowane. Wszystko jest bardzo logiczne i z czasem wszystko można świetnie załapać, szczególnie że instrukcja i kompendium naprawdę rzetelnie wszystko tłumaczy. Dodatkowo o pewnych sprawach pamięta za nas aplikacja, przeprowadzając za rękę na przykład przez kolejne fazy w poszczególnych turach.

A kiedy już człowiek przebije się przez te wszystkie zasady, to Podróże… odkryją przed nami świetną, wciągającą historię, w której każda nasza decyzja będzie miała wpływ na rozwój wydarzeń, a fabuła w wielu miejscach rozgałęzia się, w zależności od tego, w którą stronę skierujemy kroki podczas naszej wyprawy. To sprawia, że jeszcze przed końcem kampanii mam ochotę rozegrać ją ponownie, żeby sprawdzić, dokąd zaprowadzą nas inne drogi. Zresztą, poszczególne mapy są w pewnym zakresie generowane losowo przez aplikację, toteż tak naprawdę nawet przy takich samych decyzjach podejmowanych przez graczy dany scenariusz może zasadniczo się różnić za każdym podejściem.

Klimat Tolkienowskiej twórczości jest bardzo wyraźnie widoczny: począwszy od tego, że można wcielić się w kanoniczne postaci takie jak Aragorn, Gimli i Legolas (choć są też postacie autorskie twórców gry), odwiedzimy też miasta, na które fani Tolkiena mogą z czystym sumieniem reagować sentymentalnym uśmiechem, a wreszcie otrzemy się o wielkie i tak dobrze znane fanom historie – choć nie te pochodzące wprost z Władcy Pierścieni, bo akcja „Kości Arnoru” dzieje się nieco wcześniej.
Z kronikarskiego obowiązku muszę tutaj przyznać, że jeśli ktoś po prostu przeczytał bądź obejrzał Władcę Pierścieni i sięgnie po planszówkę w oczekiwaniu na powrót do tamtych miejsc i przygód, to może się srodze rozczarować. Myślę, że gra ma w istocie niefortunny tytuł – trzeba było pójść w coś wskazującego szerzej na uniwersum Tolkiena, a nie konkretnie na Władcę…, z którym Podróże… nie mają wiele wspólnego.
Na duży plus można zaliczyć grze, że poszczególne scenariusze wymagają bardzo zróżnicowanego podejścia od graczy. Czasem chodzi po prostu o to, żeby się przebić przez hordy orków, ale mamy też misje bardziej, hmm, dyplomatyczne, a także śledztwa, czasem zaś goni nas czas i nie warto tracić kolejnych tur na potyczki, tylko trzeba zasuwać do konkretnego punktu. Dzięki temu po tych kilku dniach grania, które mamy już za sobą, nadal nie czuję się znudzona i jestem ciekawa, co będzie dalej.
No i ta kooperacja, o której wspominałam gdzieś na początku – jest po prostu szalenie satysfakcjonująca. Każda postać ma przypisaną rolę (Obrońca, Kapitan, Łowca itd.) i w zależności od tej roli znacząco zmienia się podejście do mierzenia się z kolejnymi problemami. Tym samym członkowie grupy świetnie się uzupełniają, tworząc prawdziwą drużynę, a nie zbiór przypadkowych osób, z których każda pójdzie w swoją stronę na planszy (oj, tak zrobiliśmy przy pierwszym podejściu – rozgrywka skończyła się bardzo, bardzo szybko).

Tak, Podróże przez Śródziemie nie są tanią grą. Ale dają masę frajdy, oferując różnorodne przygody w fantastycznym świecie, z piękną oprawą graficzną. Do tego wszystkiego są oczywiście dodatki zawierające kolejne kampanie i jeszcze więcej komponentów. Na chwilę obecną mamy, poza podstawką, "Złoczyńców z Eriadoru" i ogromnie jestem ciekawa zawartej w tym dodatku nowej przygody. Ponadto można w Podróże... grać nawet w trybie jednoosobowym, więc człowiek nie jest uzależniony od znalezienia kogoś do wspólnej rozgrywki. Jak dla mnie – miodność bardzo wielka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...