wtorek, 28 maja 2019

Otwarcie numer dwa: Surviving Mars

(źródło)
[fun fact: zostawiam zarówno pierwotny tytuł tej notki jak i wstępny akapit powodowana czystym „bo mogę!”. Jak wspomniałam przy okazji publikowania wpisu o burzliwych losach Łajki, swego czasu próbowałam reanimować bloga – bez powodzenia jednak, bo napisawszy notkę, straciłam ochotę na jej upublicznianie. Później podjęłam kolejną próbę wskrzeszania, ale odpadłam jeszcze podczas pisania. Teraz, wiele tygodni i dwa opublikowane wpisy później, wracam do tamtej próby]

No dobra. Po kwartale milczenia napisałam wreszcie notkę w ramach odkurzenia bloga. Pięć stron. Dwa kafle słów. Pod koniec pisania uznałam, że za dużo tam użalania się, za dużo patosu, za dużo emocjonalnego ekshibicjonizmu – więc, przynajmniej na razie, notka idzie w odstawkę. A ja spróbuję znaleźć inny sposób na wznowienie blogowania po kilku miesiącach przerwy.

Ze strategiami od Paradox Interactive mam pewien problem. Z jednej strony, większość tytułów, z którymi się zetknęłam, jest świetna: Magicka, A Game of Dwarves czy Majesty dostarczyły mi sporo frajdy. Podobały mi się też te gry, w które nie grałam osobiście, tylko zerkałam Ulvowi przez ramię. A o jeszcze innych, których nie widziałam „na żywo”, słyszałam wiele dobrego – i nie mam powodu wątpić w te pozytywne recenzje, bo mam wrażenie, że Paradox jest jak Wydawnictwo Czarne: wiem, że jeśli firmują jakiś tytuł, to będzie dobre. A jednak ani Magicki, ani A Game of Dwarves, ani Majesty nie skończyłam, mimo że naprawdę bardzo chciałam. Nie skończyłam, bo w którymś momencie robiło się cholernie trudno i gra mnie pokonywała.
Sporym ryzykiem więc było w moim przypadku sięgnięcie po kolejny tytuł – no ale musiałam, to absolutny imperatyw fabularny. Bo wiecie, jeśli gdzieś się kolonizuje Marsa, Fryy nie przechodzą obok tego obojętnie. I Ulvy to wiedzą. Więc Ulvy zrzuciły na Fryy strategię polegającą na skolonizowaniu Czerwonej Planety: Surviving Mars.

Tak jak było do przewidzenia, gra jest trudna. Ale też bardzo elastyczna. Może być trudna, ale nie musi, w zależności od naszych preferencji. [w tym miejscu pierwotnie przerwałam pisanie – ale tym razem nie zamierzam wymięknąć tak szybko] Surviving Mars jest niesamowicie regrywalne. Można raz za razem zakładać kolonię i z dość dużą dozą pewności założyć, że każda z prób będzie inna. Zarówno dzięki rozmaitym czynnikom losowym (warunki atmosferyczne, czy różni kandydaci do podróży na Marsa, spośród których będziemy wybierać naszych przyszłych kolonistów) jak i ogromnemu wachlarzowi parametrów, które możemy sami ustawić przed rozpoczęciem rozgrywki. I tu wracam do kwestii poziomu trudności: bardzo płynnie możemy go regulować wyłączając bądź nasilając poszczególne zdarzenia losowe, wybierając odpowiedniego sponsora, który firmuje naszą marsjańską misję, a także – oczywiście – wybierając konkretne miejsce na Czerwonej Planecie, w którym założymy naszą kolonię. Tych wyborów jest na tyle dużo, że rozgrywka może oscylować od banalnej po – w moim wyobrażeniu – totalnie niemożliwą do… hmm… tu chciałabym napisać „do ukończenia”, ale to jest kolejny temat, o którym warto wspomnieć:
Surviving Mars zasadniczo się nie kończy. Nie ma misji z konkretnym celem, kampanii ani niczego w tym stylu – co nie oznacza, że zabawa w takim sandboksie staje się nużąca. Po pierwsze, jest (to chyba obecnie już nie dziwi, bo mam wrażenie, że istnieje niemal w każdej grze) system osiągnięć – gratka dla zbieraczy. Jest achievement za wszystko: start rakiety z Marsa, pierwsze narodziny na Czerwonej Planecie, wybudowanie określonego rodzaju kopuły, ale też za rozwiązanie tajemnicy czy skolonizowanie Marsa wyłącznie przez roboty! Plus oczywiście wykonanie rozmaitych rzeczy w określonym czasie itp. Po drugie, wspomniane już tajemnice: to takie mini-scenariusze, które świetnie wzbogacają rozgrywkę, dodają coś w rodzaju fabuły i budują niesamowity klimat. Są pomysłowe i wciągające.

Zresztą, cała gra jest pomysłowa i wciągająca. Kwestia kolonizacji Marsa została potraktowana z dbałością o szczegóły, ale też nie bez humoru. Szczególnie cieszą mnie rozliczne nawiązania do klasyki science fiction oraz do największych nazwisk łączonych z podbojem kosmosu. W ten czy inny sposób pojawiają się więc echa i Gene’a Roddenberry’ego, i Elona Muska, i Carla Sagana – i innych, naukowców i artystów. Nie przeczę, że ogromnie mnie radowały wszystkie możliwe nawiązania do Star Treka, których Surviving Mars nie żałuje.

Spotkałam się z opiniami, że brakuje porządnego, rozbudowanego samouczka. Prawdę mówiąc, nie mogę się z tym zgodzić. Po pierwsze, tutorial jest – wyjaśnia krok po kroku podstawy. Do ogarnięcia pozostałych rzeczy nie wyobrażam sobie tego typu przewodnika, bo – gdyby chcieć omówić wszystkie szczegóły – gracz nigdy by się z niego nie wygrzebał. I owszem, po przejściu samouczka, kiedy człowiek próbuje założyć swoją pierwszą kolonię, jest to przeżycie nieco przytłaczające. Mnóstwo możliwości, mnóstwo decyzji dotyczących każdego najdrobniejszego szczegółu. I świat, który nie wybacza błędów. Ale o właśnie jest fajne. Przecież kolonizujemy Marsa, na litość Jeżusia! To musi przytłoczyć. Musi być wyzwaniem. Inaczej po prostu zagrajmy w Sim City albo coś takiego.
Z dość dużym przekonaniem mogę stwierdzić, że mam za sobą naprawdę sporo rozgrywek. Niektóre przerywałam po trzech kwadransach, dostrzegłszy, że całość poszła w fatalnym kierunku i nie widzę, jak się z tego wygrzebać. Inne porzucałam po dwóch dniach gry od bladego świtu do nocy, bo gdzieś popełniłam błąd i zapętlałam się w błędnym kole martwych kolonistów i braku pieniędzy na ich ratowanie. Surviving Mars ma w sobie jednak coś takiego, że nie łapałam rage quita, tylko po prostu restartowałam rozgrywkę. Albo stwierdzałam, że na chwilę obecną nie umiem sobie poradzić z jakimś konkretnym problemem, więc w nowej rozgrywce zmieniałam któryś ze startowych parametrów. I niezmiennie chciało mi się kontynuować grę. I wiem, że jeszcze nie raz do niej wrócę.

Są też inne detale, które może nie wpływają na samą rozgrywkę, ale jednak cieszą: można zmieniać muzykę towarzysząca kolonizowaniu Marsa (mamy do wyboru kilka radiostacji), logotyp naszej misji (ja gram niezmiennie Brukselką), czy kolorystykę obiektów w kolonii. Wreszcie, można też dodawać własne mody – choć przyznam, że póki co nie odczułam takiej potrzeby, bo gra bazowo ma dostatecznie dużo zmiennych, żeby jeszcze dodawać własne. Jeśli kiedyś będę coś modować, to zapewne po prostu dodam własną playlistę, bo oryginalne radiostacje prędzej czy później mogą się znudzić.

Poza wszystkim, Surviving Mars ładnie wygląda. Grafika niby nie jest nadzwyczajna i daleko jej do fotorealizmu, ale projekt dronów i budynków, zmieniające się pory dnia i warunki atmosferyczne, a także ładna animacja sprawiają, że ogląda się to wszystko bardzo przyjemnie. I tak kiedy miałam deszcz meteorytów, niby martwiłam się, że rozjeżdża mi panele słoneczne i uszkadza kopuły, ale jednak nie mogłam przestać się zachwycać, jak ładnie te meteoryty zasuwają z nieba, by ostatecznie rozwalić się o moje biedne wodociągi czy inne kluczowe dla przeżycia kolonistów budynki. Natrzaskałam nawet milijony zrzutów ekranu podczas moich licznych rozgrywek, ale najwyraźniej wybuchły gdzieś w kosmosie, bo za żadne skarby nie umiem ich znaleźć na komputerze... Brawo ja. Znalazłam tylko jakieś nieliczne z samego początku mojej przyjaźni z tym tytułem.

Surviving Mars to fantastyczna gra, niesamowicie angażująca i stawiająca przed graczem dokładnie takie wyzwanie, na jakie gracz jest gotów się zdecydować. W dodatku nie tak dawno ukazał się do niej genialny dodatek: Green Planet. Teraz więc już nie tylko budujemy kolonię, ale terraformujemy Czerwoną Planetę! Dodatek dorzucił do rozgrywki parametry, które przypominają chociażby planszówkę Terraformacja Marsa. Są to: tlen, temperatura i woda. I muszę powiedzieć, że zielony Mars z wodą na powierzchni wygląda naprawdę niesamowicie.
Myślę, że Surviving Mars sprawdzi się zarówno u miłośników gier typu city builder, jak i u wszystkich fanów idei kolonizacji Marsa. Zdecydowanie tytuł warty wypróbowania.

2 komentarze:

  1. OMG, kochałam szczerze pierwsze Majesty! I nigdy nie udało mi się wygrać trzech ostatnich misji, zawsze były za trudne... Przyznam że Survivng Mars wygląda niezwykle interesująco, gdybym miała komputer, na którym można cokolwiek odpalić, zobaczyłabym sobie. Dzięki za polecajkę na przyszłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyś miała okazję zagrać :) O ile mi wiadomo (nie znam się, ale się wypowiem, bo czytałam opinie w innych internetach) wymagania sprzętowe Surviving Mars nie są wygórowane, więc nie trzeba kupowac do tego sprzętu za dziesięć tysięcy złotych monet :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...