niedziela, 4 maja 2014

ZaFraapowana filmami (98) - "Minotaur"

Dawno, dawno temu miałam komputer. Potem komputer ten poniekąd wypożyczyłam, a sama przejęłam inny. Teraz, po nie pamiętam ilu latach, sprzęt do mnie wrócił. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, kolejny dzień grałabym sobie w STO, gdyby nie fakt, że Internet okrutnie odmawiał dziś współpracy – toteż pomyślałam „a może jakiś film…?”. Kolejną myślą było: „Hm, ciekawe, czy ja w ogóle mam jakieś filmy na tym kompie?” – i okazało się, że owszem. Nie wiem, kiedy się tam znalazły, ale zapewne dawno. W związku z tym trudno mi określić, co dokładnie mną kierowało, kiedy decydowałam się, żeby je tam zapisać. Ale z całą pewnością jakieś piwo grało w tym niebagatelną rolę.
To znaczy tak całkiem serio, to mogło chodzić o to, że Rutger Hauer, a mogło o to, że mity greckie. A w sumie wielce prawdopodobne, że oba razem.

Właściwie nie wiem od czego zacząć wyliczanie, czemu ten film jest tak bardzo gówniany. Najprościej więc będzie od samiutkiego początku, a więc od prologu. Serio: rzadko zdarza się, żeby już w trzech pierwszych zdaniach był tak potężny ładunek szajsu. Właściwie najprościej będzie z cytatami:
„O wiekach minionych spisano wiele opowieści. Nawet za największymi mitami drzemie dawno zapomniana historia.”
Ok., tutaj jeszcze nie ma żadnej wyjątkowej bredni – ale to dopiero dwa zdania, a ja mówiłam o trzech! Więc zerknijmy na zdanie trzecie:
„W czasach bogów i duchów znanym światem rządziło mroczne Imperium Minojskie.”
Hell yeah! Mroczne Imperium Minojskie! Ponieważ będę chciała się tu na moment zatrzymać, dopełnię to zdanie dalszym ciągiem:
„Wielbili byka – najpotężniejsze z bóstw. Według podań, wraz z rozwojem Imperium, jego lud pogrążył się w pogaństwie i chciwości. Pragnął więcej niż kamiennych bożków. Domagał się żywego.”
Teoretycznie zawsze się cieszę, jeśli filmowcy sięgają po jeszcze niewyeksploatowane tematy z antyku, bo ciągle powtarzam, że antyk jest szalenie ciekawy, tylko źle przedstawiany i zupełnie opacznie postrzegany przez większość ludzi jako coś nudnego i banalnego. Nawet jeśli film przeinacza antyczne motywy, jeśli coś wyolbrzymia, a gdzieś uwspółcześnia, nie boli mnie to, pod warunkiem, że efekt ma w sobie antycznego ducha i pi razy drzwi zgadza się szkielet historii. Oba te warunki genialnie spełniło 300. Żadnego z nich nie spełnia, powstały w tym samym roku, Minotaur w reżyserii Jonathana Englisha. I jeśli panowie scenarzyści (Nick Green oraz Stephen McDool) każą mi kupić historyjkę o mrocznym Imperium Minojskim, to ja wyciągam czerwoną kartkę.
mroczny minojski fresk
Naprawdę nie chcę być zanadto czepliwa. Ale przypomnę może, jakimi ludźmi byli Minojczycy… no dobrze, wiem, że w sumie nie wiemy, jakimi byli ludźmi. Bądź co bądź nawet nie odczytaliśmy ich pisma. Ale sztuka i architektura mówią naprawdę sporo. W tym przypadku mówią dość jednoznacznie: byliśmy cywilizacją spokojną, pełną życia i ceniącą cechy, które niegdyś staną się wyznacznikami klasycznego piękna (głównie mam tu na myśli sprawność fizyczną). Minojskie pałace nie miały murów obronnych. Minojskie malowidła przedstawiają młodych ludzi podczas zawodów sportowych, sielskie krajobrazy, egzotyczne zwierzęta, czy kobiety wykonujące codzienne zajęcia. Tak, pojawia się ten nieszczęsny byk: skaczą przez niego młodzieńcy w ramach popisów sportowych. Ale w sumie jeśli chodzi o wierzenia, to już prędzej można by się zaczepić o węże, bo jest dość znany motyw bogini z wężami.
Żeby nie było nieporozumień: nie zamierzam uogólniać i stwierdzać, że Minojczycy byli jak jeden mąż pokojowo nastawionymi, wesolutkimi frajerami. Nie wątpię, że mieli również klasę wojowników i nie będę na potrzeby notki o filmie walczyć z doktorem Molloyem i jego teorią. Bądźmy zresztą szczerzy: trudno w ogóle wyobrazić sobie jakąkolwiek cywilizację tak totalnie bez wojska. Niemniej na podstawie tego, co do tej pory odkryto, naprawdę trudno mi uwierzyć w „mroczne Imperium Minojskie”.
inny mroczny minojski fresk
Pojawia się tu też drugi problem: ten minojski imperializm. Co jak co, ale Minojczycy raczej nigdy nie mieli imperium. Bah, dość łatwo dali się rozjechać najpierw bliżej nieokreślonej nacji, a potem Mykeńczykom, których z kolei rozjechali Dorowie i parę innych ludów. Gdzie więc Minojczykom do imperium?
Inną moją wątpliwość budzi to określenie „pogaństwo i chciwość”. Jeszcze chciwość rozumiem, ale jak, na litość Jeżusia Kolczastego, rozumieć „pogaństwo”, kiedy mowa o kulturze minojskiej? Żyli w czasach, kiedy jeszcze nie istniał nikt, kto mógłby ich tym słowem nazwać! W czym niby miał się pogrążać lud, skoro mowa o epoce ze wszech miar przedchrześcijańskiej? To po prostu durne, no.

No dobrze, lecimy z dalszym ciągiem prologu:
„Chore umysły parające się zakazaną sztuką uznały więc, że królowa powinna oddać się bykowi, by stworzyć byt doskonały: połączenie boga i człowieka.”
Pytanie: zakładamy, że bóstwo jest doskonalsze, człowiek – mniej doskonały, prawda? W jaki sposób połączenie się doskonalszego z czymś pośledniejszym miałoby stworzyć byt doskonały? To znaczy powiedziałabym, że chodzi o to, że bóg jest kamiennym posążkiem, a człowiek jest żywy, więc doskonałość ma polegać na żywej boskości (poprzednie zdania prologu na to by wskazywały), ale skoro laska ma dać się zapłodnić żywemu bykowi, to chyba jednak posążkowatość przestaje być problemem…? Po prostu tego nie ogarniam. W ogóle abstrahuję od okrutnego zgwałcenia mitu w tym miejscu. Oto jacyś pokręceni fanatycy uznali, że królowa powinna to zrobić dla dze grejter gud. A co złego było w oryginalnej wersji, w której kobieta zapałała wstydliwym uczuciem do świętego byka? Pfef. Udziwnienie jest po prostu zdupywzięte i kompletnie nie trzyma się kupy. A właściwie: kupa to chyba jedyne, czego się trzyma.
„Stwór rósł w niej przez ponad rok. Ucieleśnienie czystości i władzy. Aby umożliwić mu przejście do naszego świata, rozcięto brzuch królowej. Wykarmiony krwią własnej  matki, noworodek został przedstawiony ludowi.”
Czystości? Na czym polegało to ucieleśnienie czystości, na miłość Jeżusiowego noska?
„Kraj radował się, a imperium zyskało na potędze. Ale dorastająca bestia czuła coraz większy głód. W odwecie za zabójstwo księcia narzucono wielką daninę na wieś Thena, na północy.”
W jaki niby sposób to urojone imperium zyskiwało na potędze? Bo mieli w pałacu dziwoląga? Serio, to jeden z bardziej enigmatycznych fragmentów. I za jakie zabójstwo księcia?! Czy w poprzednich zdaniach było choć słowo o jakimkolwiek księciu, który kojfnął?

nałożone mapy: z Google i z filmu. Hiszpanii i Włochom
film powiedział "spierdalajcie", takoż Turcji. Kreta jest
mniej-więcej na miejscu, tajemnicza "Thena"... kij wie, co to.
„Co trzy lata królewska armia porywała ośmiu młodzieńców, opuszczała ich do labiryntu i składała w ofierze bestii.”
Ach, to już taki smaczek z tłumaczenia. Bardzo podobało mi się, kiedy lektor gładko czytał o tych ośmiu młodzieńcach, a tymczasem widz oglądał szamoczącą się w siatce dziewuszkę.

Tyle prologu. Uff.

minotaur noworodek - czyż nie słodziusi?
Kiedy zaczyna się właściwa opowieść, wcale nie robi się lepiej. Na przykład: ja pytam, czemu te Ateny (czy też Thena, bo najwyraźniej Ateny były za mało mroczne) są zasypane śniegiem? Ja rozumiem, że było powiedziane „na północy”, niemniej akurat w czasie prologu widzowi zostaje pokazana artystycznie zakrwawiona mapa i wyraźnie widać, że Thena geograficznie jest mniej-więcej w miejscu… erp… no dobra, tu trzeba trochę strzelać, że Aosta, Genewa, czy coś takiego, bo najwyraźniej coś nam na tej mapie ujebało Półwysep Apeniński i Turcję, a reszta jest mocno umowna. Tak czy owak, klimat nordyckiej wiochy na pewno nie jest tu na miejscu.
Choć właściwie nordycka wiocha nie powinna aż tak dziwić, skoro Minojczycy z kolei są… cóż, trudno powiedzieć – chyba czymś pośrednim między Egiptem z Mumii a Persją z 300. Bah, jest nawet tutejszy Kserkses dla ubogich – ot, taki brzuchaty Murzyn z tipsami. Uroczy.

ten dziwny pan, który chciałby być Kserksesem
Bohaterowie w ogóle posysają – nie tylko wspomniany już wanna-be Kserkses. Są do bólu typowi i istnieją tylko po to, żeby odegrać swoje od wieków znane role: jest więc Dzielny Osiłek, Upierdliwa Laska, Matka, Synek, Szaleniec, Sympatyczka Złego czy Śmieszny Głupek – i niemal wszyscy oni mają po prostu kolejnymi zgonami wypełnić jakoś te nieszczęsne półtorej godziny między początkiem filmu a finałową sceną, w której będzie się wykazywał – tadaam! – Tezeusz (Tom Hardy). Tezeusz, tak swoją drogą, jest totalną ciemięgą i w ogóle nie rozumiem, jak to możliwe, że przeżył. Nie kupuję tego, że koleś, któremu byle wsiok z rodzinnej osady potrafił wklepać kiedy tylko chciał, teraz nagle przemyślnie i z fantazją ubija wielkiego, rogatego potwora. Zresztą, wszyscy generalnie i tak zachowują się jak debile, drą mordy i fochają się w najgłupszych momentach, tak że w sumie nic dziwnego, że ten biedny Minotaur ich wybijał – też bym czegoś takiego nie chciała hodować we własnej chacie.
Nie wiem, czy to kwestia totalnego braku klimatu, czy jakiegoś kulawego przedstawienia bohaterów w początkowych scenach, ale po prostu ich los mnie kompletnie nie interesował. Części szczerze i serdecznie życzyłam śmierci, a reszta była mi obojętna. Jedyny koleś, który mógłby wzbudzić jakąś sympatię, od początku był ewidentnym trupem, więc nawet nie próbowałam się do niego przywiązywać. Wciąż nie rozumiem, dlaczego matka milczała, a chłopaczek modlił się do patyka – ale nie wykluczam, że w którymś momencie po prostu coś mnie rozproszyło i jakieś super ważne elementy mi umknęły. Nie wiem, o co chodziło Deucalionowi (Tony Todd – i serio, dopiero IMDB mi powiedziało, jak ten czarny miał na imię…), czemu gadał do dziury, w której siedział Minotaur… no i tak w ogóle: czemu, u licha, Minojczycy po prostu nie zagłodzili Minotaura na śmierć? To znaczy że tak zarzucę spoilerem: okazuje się, że Minojczycy wiedzieli, że królowa nie urodziła boga, tylko jakiegoś potwora. I mimo tego trzymali go w labiryncie i karmili ofiarami? Po co? Nie mieli z tego żadnych korzyści – a przynajmniej film na ten temat milczy. Nie wiem też, czemu wspomniany Deucalion chciał zapłodnić siostrę i czemu siostra go tak nie lubiła (może było to związane z pędem braciszka do wspólnego potomstwa, a może nie - któż to wie? Bo film tego nie wyjaśnia!) – to znaczy to są jakieś takie dziwne wątki, które są zasygnalizowane, po czym jakoś się rozmywają bez żadnego wyjaśnienia. Ja tam nie wiem, ale jeśli brat chce robić dziecko siostrze, to to nie jest coś, co można zostawić bez żadnego komentarza ze strony fabuły. Powiedziałabym, że to raczej nie jest normalne, no nie? I o co chodzi z tymi maskami? Czemu Raphaella (Michelle von der Water) każe poddanym na końcu zdjąć maski i porzucić wstyd? Oni zakładali je ze wstydu? Przed czym? Dlaczego? O co chodzi?!
Miałam wrażenie, jakby twórcy filmu mieli mnóstwo jakichś mniej lub bardziej egzotycznych pomysłów i spróbowali wrzucić je wszystkie w półtorej godziny, dzięki czemu żadnego z nich nie widać wyraźnie i wszystko miesza się w jakiś jeden wielki burdel.

buuuziiii?
No i rzecz, która mnie szczerze rozbawiła: szkielety. Oczywiście, jak w każdym lochu czy jaskini, tak i tutaj bohaterowie napotykają na ścielące się gęsto szkielety. Co zabawne, kościotrupy leżą sobie grzecznie w całości. Przypomnę, że teoretycznie w labiryncie umiera się na pożarcie przez wielkiego bykostwora. Bykostwór musiał więc cholernie delikatnie wysysać mięso spomiędzy kosteczek, jeśli nie rozwalił szkieletów w drobny mak. Bo alternatywa jest taka, że jednak większość ofiar zrzuconych do labiryntu umierała z głodu, starości, niedotlenienia czy czegoś takiego, ale to z kolei by okropnie zmniejszało grozę płynącą z obecności potwora. Zresztą, błagam – jaką grozę? Teoretycznie ten film jest horrorem, ale on tak okropnie nie wzbudza żadnych emocji, że to aż boli.


Myślę, że na tym skończę. Minotaur to po prostu kupa w stanie czystym. Jeśli ktoś – tak jak ja – jest fanatykiem greckich mitów i Rutgera Hauera, to oczywiście może zerknąć, ale koniecznie z podkładem w postaci jakiegoś wina albo piwa. Dopowiem tylko, że Hauer występuje w całych dwóch scenach na samym początku i więcej się nie pojawi, więc nie warto męczyć całości. To nawet zabawne, bo na polskim plakacie widnieje jako główne nazwisko. W ogóle, to ja po prostu chciałabym o tym filmie zapomnieć i go wyprzeć. Idę płakać. Dobranoc.

7 komentarzy:

  1. *pat pat*
    Dzięki Tobie, inni ocaleją NIE oglądając! Twe męstwo nie zostanie zapomniane.

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tam oj tam przecież po mapie widać że to się dzieje w czasach Hyperborejskich zanim Atlantyda pogrążyła się w morzu że tak Howardem pojadę nawet gościu z fryzurą tu pasuje tylko conana brakuje stąd Tezeusz na zastępstwie ;D (nawiasem należy się jednak autorom plus za przynajmniej częściowe trzymanie się mitu ;D ) a bardziej serio Minojczycy mieli jednak swe imperium tak przynajmniej twierdzą podręczniki do historii które ostały się w moim domu ze szkoły mowa co prawda o morskim imperium i kontrolowaniu żeglugi na morzu śródziemnym co było powodem braku umocnień na krecie to ostatnie to oczywiście hipoteza bo twardych dowodów na to puki co brak najbardziej dokopał im wybuch Thery i po tym jakkolwiek cywilizacja jeszcze trochę pozipiała już do pełni sił nie wrócili tyle przynajmniej pamiętam z szkolnych lat ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie - za częściowe trzymanie się mitu należy się właśnie minus. Bo gdyby wywalili tego Tezeusza, to można by całej tej historii bronić, że to o innym bykostworze, w innym uniwersum, z innymi bohaterami i inną intrygą. Wepchnięcie w to na siłę tego Tezeusza (który z Tezeusza ma WYŁĄCZNIE imię) jest zupełnie od czapy i sprawia, że cały film jednak zaczyna się rozpatrywać jako jakąśtam wersję mitu.

      No i zdecydowanie Twoje podręczniki i ja mamy różne definicje słowa "imperium". ;) Pluskanie się po Morzu Śródziemnym to jeszcze nie imperium. To zwykły handel - parę setek lat później to samo będą robić Fenicjanie. Do imperializmu to wypadałoby jeszcze dorzucić jakieś podboje, ekspansję, militaryzm.

      Usuń
    2. są stare co prawda to prawda ;) inna sprawa że to pokutuje wciąż co widać w programach NG czy Discovery albo History ;-)

      Usuń
  3. UAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA

    HA

    ...


    Dawno się tak nie uśmiałam ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie widziałem filmu, ale się wypowiem, a co mi tam. Generalnie historia musiała nosić tytuł "Minotaur" po to, żeby zebrać trochę większą widownię ze szkół.
    Może imperium zyskało na potędze, bo kraj się radował? Taka dziwna logika, że gdy lud jest radosny, to jest to wyznacznikiem jego potęgi.

    To straszne, ale po przeczytaniu czuję się bardziej zachęcony do oglądania. Co ze mną jest nie tak?

    OdpowiedzUsuń
  5. No, no. Uśmiałam się tak, że teraz nie mam wyjścia i aż muszę to obejrzeć.
    Po prostu muszę.
    Fraa Farara - jesteś wielka! (:

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...