poniedziałek, 25 kwietnia 2011

ZaFraapowana filmami (47) - "Aleksander Newski"


Aleksander Newski (okładka)

Zahipnotyzowana obrazem Eisensteina poświęconym Iwanowi Groźnemu, prędzej czy później musiałam obejrzeć również Aleksandra Newskiego (oryg. Александр Невский). Jest to film wcześniejszy od tego o carze, tym niemniej wymienia się go jako jedno ze szczytowych osiągnięć reżysera.

Poprzeczka więc była umieszczona wysoko.

Być może trochę za wysoko, bo Aleksander Newski, powstały w roku 1938, w reżyserii Sergiusza Eisensteina i Dimitra Wasiliewa, przyniósł lekkie rozczarowanie.

Zacząć należy od tego, że – jak łatwo się domyślić – był to jeden z tych filmów, które kręcono na zamówienie Stalina w celach czysto propagandowych. I o ile w Iwanie Groźnym polityka nie przytłoczyła obrazu, o tyle tutaj widz może się poczuć, jakby miał do czynienia z powiastką tendencyjną.
Nikołaj Czerkasow, który kilka lat później jako pierwszy car Wszechrusi dał przepiękny pokaz swoich aktorskich umiejętności, tutaj, w roli tytułowej, jest tylko niezbyt ciekawym baniakiem pełnym słowiańskich cnót, który poprowadzi swoich rodaków do zwycięstwa. Choć nie powiem, prezentuje się całkiem nieźle, ale jako chodzący ideał jest po prostu nudny.
Nieco lepiej pod tym względem wypadają dwaj oddani przyjaciele, Gawryło Oleksycz (Andriej Abrikosow) i Waśka Busłaj (Nikołaj Ochłopkow) – owszem, też są idealni, ale jednocześnie trochę zabawni i bardzo sympatyczni. To ich udziałem są humorystyczne scenki w filmie, jak również te najbardziej wzruszające.
kadr z filmu Aleksander Newski (ruscy wojowie przed bitwą)
Ale prawda jest taka, że o bohaterach filmu trudno powiedzieć coś więcej niż to, że są idealni. Dzielni, odważni, ale też pogodni. Ba! Gawryło i Waśka starają się o względy tej samej kobiety – ponieważ są przyjaciółmi, nie będą oczywiście robić sobie świństw, a dziewczyna postanawia, że wybierze tego, który w bitwie wykaże się większą dzielnością. Toteż patriotyzm siedzi nie tylko w ruskich wojach, ale i w kobietach. Żeby tego było mało, jest też druga niewiasta, która bierze udział w walce i pod względem męstwa dorównuje rodakom. Słaba płeć nie jest więc ani słabsza, ani mniej lojalna od mężczyzn – wszyscy są gotowi stanąć do boju w obronie ojczyzny i dla wszystkich służenie jej jest najważniejszym obowiązkiem i zaszczytem.

Jedyny błysk niejednomyślności pojawia się, gdy – jeszcze przed przybyciem Aeksandra Newskiego do miasta – w Nowogrodzie mieszkańcy debatują nad tym, czy i jak się bronić. Odzywa się, między innymi, szlachcic, który sprzeciwia się planom pójścia na Niemców za Aleksandrem. Natychmiast jednak lud go ucisza.

Po drugiej stronie zaś stoją Krzyżacy. Paskudni, zdradliwi Niemcy, tchórze, którzy dadzą się złapać w pułapkę. Są okrutni i bezwzględni. Scena zdobywania przez nich miasta i palenia niemowląt stoi w kontraście z późniejszym momentem, kiedy Aleksander Newski bardzo łaskawie obejdzie się z jeńcami.

I choć całe widowisko pod względem treści jest naiwne i niesamowicie bije po oczach propagandą (wspaniały lud ruski, przywódca, choć przecież jest księciem, prowadzi skromne życie rybaka; szlachta, która musi się temu ludowi podporządkować; źli Niemcy; jest też drobny akcent mongolski – nawiązujący do relacji ZSRR z Japonią, kiedy cała uwaga Stalina koncentrowała się na zachodzie), ogląda się całkiem nieźle.
kadr z filmu Aleksander Newski (okolice jeziora Pleszewo)
Oprócz miłej dla ucha muzyki Sergiusza Prokofiewa, duże wrażenie robi sceneria: kiedy do Aleksandra przybywa poselstwo z prośbą o pomoc w walce z Niemcami, książę znajduje się w małej, rybackiej wiosce nad jeziorem Pleszewo, w środku bezkresnego pustkowia, otoczonego jedynie pobojowiskiem po starciu nad Newą. Podobnie wygląda później okolica jeziora Pejpus, na którym w 1242 roku odbyła się bitwa – to śnieżny bezkres, gdzie poza kilkoma sosenkami nie ma życia. Wygląda to trochę jakby było na granicy jawy i snu.

Jeśli wziąć pod uwagę, że film powstał w 1938 roku, imponująca również jest scena samej bitwy. Co prawda bardzo długa. Co prawda momentami niezbyt dynamiczna, a nawet nużąca. Jednak sam fakt, że nakręcono sceną batalistyczną na taką skalę bez komputerowego mnożenia statystów, bez podkręcania wrażenia efektami specjalnymi, zasługuje na podziw i sprawia, że niedociągnięcia łatwo daje się wybaczyć. Widok nacierających na siebie armii i świadomość, że to wszystko dzieje się „naprawdę”, a nie na błękitnym ekranie z udziałem jednego aktora, jest czymś, o co ostatnimi czasy bardzo trudno.
Duże wrażenie na mnie wywarł też lód. Film kręcono latem, toteż trzeba było obejść się sztucznymi krami. I muszę przyznać, że w wielu całkowicie współczesnych produkcjach sztuczny lód wcale nie wygląda lepiej. Ba – oglądając Aleksandra Newskiego kilka razy zastanawiałam się, czy na pewno to było lato i czy na pewno to wszystko są tylko imitacje, bo momentami wyglądało niesamowicie autentycznie.
Ciekawe też, już chyba tylko ze względu na moje własne zainteresowania, było częściowe streszczanie historii za pomocą chóru – w jakiś sposób przypominało to antyczny dramat i spodobało mi się.

kadr z filmu Aleksander Newski (od lewej: Mongoł i Aleksander)
Jednak mimo tych wszystkich zalet i prawdziwej efektowności (zwłaszcza jak na 1938 rok!), trudno zatrzymać się nad filmem na dłużej. Nie ma po co. Wszystko jest proste, podane tak łopatologicznie, że bardziej się nie da, podniosła pointa na końcu nie pozostawia cienia wątpliwości co do przekazu dzieła, a sama fabuła nie obejmuje zbyt wielu wydarzeń: ruscy wojowie się zbierają do walki, dochodzi do bitwy, na zakończenie widz dostaje kilka scenek czegoś, co można by nazwać „epilogiem”. Nie ma miejsca na refleksję czy ocenę bohaterów inną od jedynej słusznej. Nie ma też takiej uczty dla oka, gdzie niemal każdy kadr robi wrażenie, tak jak w Iwanie Groźnym.

Dla mnie to wszystko znacznie obniża wartość filmu, który – moim zdaniem – nie może się równać z produkcją o pierwszym ruskim carze.
Mocne 7/10, to dobry film i raz można obejrzeć, ale raczej nic nie ciągnie, żeby do niego wracać.






Oznajmijcie wszystkim obcym ziemiom, że Ruś żyje! Ale kto przyjdzie z mieczem, od miecza zginie! Takie zasady panują na Rusi i tak będzie zawsze!

2 komentarze:

  1. A mnie ten film przypomina się za każdym razem, gdy oglądam filmy Jerzego Hoffmana. Od razu widać, że studiował na moskiewskiej filmówce. I sceny batalistyczne podobne, i podkład muzyczny pod nie. Zresztą temat szturmu Kawalerów Liwońskich (to jeszcze nie byli Krzyżacy! To zwykłe uproszczenie historyczne!) Prokofiewa to temat na szersze omówienie. Ciężkiej konnicy Niemców towarzyszą dźwięki raczej azjatyckie, to dzika horda zagrażająca cywilizacji. Takie a rebours słyszenie świata w czasach stalinowskich...

    OdpowiedzUsuń
  2. Eisensteina pamiętam głównie za "Strajk" i fragmenty "Pancernika Potiomkina" (całości jakoś nie przyszło mi obejrzeć). Może przyjdzie czas na nadrobienie zaległości.
    P.S. Nieuchronnie i niezmiennie Eisenstein będzie mi się kojarzył z genialnym Fantozzim, choć nie pamiętam w której odsłonie pojawił się waŧek z "Pancernikiem" ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...