poniedziałek, 22 listopada 2010

Monologi znad kawy (1) - Fraa a cappella

(źródło)
Czyli cykl luźnych wpisów o czymbądź, kontynuacja „Słowa na Niedzielę”.
Dziś bardziej do słuchania.

Fraa nigdy nie ukrywała, że nie zna się na muzyce. Zresztą, łatwo to zauważyć na blogu – nigdy nie poświęciła żadnego wpisu płycie ani kapeli, a najbardziej muzyczna notka, jaka się pojawiła, dotyczyła szant, choć i to od strony raczej tekstowej, aniżeli melodycznej.

Tym razem jednak Fraa postanowiła się uzewnętrznić muzycznie.

Kawiarka nie ukrywa, że preferuje utwory, które zawierają muzykę. Jako „muzykę”, Fraa tu rozumie coś, co można na przykład wybrzdąkać na gitarze albo przynajmniej wyartykułować na dudach, a nie odgłosy gdzieś pomiędzy lodówką z popsutym agregatem a próbami rozruszania samochodu bez płynu w akumulatorze. W całej swojej ignorancji, Fraa więc odrzuca wszelkie kawałki techno czy trance. W ogóle dla kawiarki elektronika jest w porządku, ale nie jako podstawa do tworzenia kolejnych przebojów. Obok melodii do wyplumkania na jakimś instrumencie (UltraMixer nie jest instrumentem muzycznym!), Fraa lubi śpiew (utwory instrumentalne to nieco inna para kozaczków). Śpiew, a nie postękiwanie, recytację czy bluzgu-bluzgu, nie mam mózgu. Siłą rzeczy więc, oprócz gatunków wcześniej wymienionych, odpada hip-hop (w którym akurat melodia nawet czasem się pojawia, zazwyczaj zerżnięta z jakichś klasyków, ale się pojawia).

I tutaj pojawia się klu programu: w tym wszystkim Fraa szczególną słabość ma do zespołów wykonujących piosenki a cappella.

Kawiarka może chyba całkiem łatwo wytłumaczyć, na czym to polega: śpiewając a cappella, siłą rzeczy niemal wszystko zależy od umiejętności wokalnych poszczególnych członków zespołu. Oczywiście, Fraa jest świadoma tego, że elektronika ma tu swoje trzy grosze do dodania, ale umiejętności są jednak niezbędne i kawiarka ośmieli się stwierdzić, że bez nich będzie rzyć blada, a nie piosenka.
Banana Boat, Sosnowiec 2008 (źródło)
Oczywiście zespołów wykonujących piosenki a cappella jest mnóstwo, z tym że nieczęsto celują one w te gatunki, które są bliskie kawiarce. Dlatego też Fraa z prawdziwym entuzjazmem podchodzi do tych twórców, którzy jednak wpasowują się w jej gusta muzyczne.
Najczęściej pada na szanty. Ładnych kilka lat temu (sześć? Siedem?) kawiarka miała przyjemność posłuchać piosenek żeglarskich w wykonaniu zespołu Klang. Fraa pamięta, że przed występem byli zapowiadani jako jedyny kwartet śpiewający na osiem głosów. Czy jakoś tak. Prawdę powiedziawszy, panów jest chyba nieco więcej, choć istnieje szansa, że na koncercie nie pojawili się w komplecie.
Tak czy tak, od tamtej pory Fraa szukała czegoś „w podobie” – i szybko znalazła. Okazało się, że Ryczące Dwudziestki nierzadko bawią się w coś w ten deseń, co wychodzi im bardzo przyjemnie. Jednakże prawdziwa uczta dla a-cappello-skrzywionego ucha kawiarki przyszła wraz z pojawieniem się zespołu Banana Boat.

Panowie istotnie korzystają jeno z własnych głosów i stosownie podrasowanych mikrofonów, dając w efekcie genialne koncerty, podczas których człowiek nawet nie zauważy, że
eeej! Przecież tam nie ma żadnej gitary! A za ogromnymi umiejętnościami Bananów przemawia choćby to, że  kiedy podczas jednego z ich koncertów wysiadł prąd, wcale nie przeszkodziło to w kontynuowaniu imprezy. Na zakończenie reklamowania Bananów, warto wspomnieć o Day-Oh! (Banana Song), piosence, która została zaadaptowana przez zespół chyba ze względu na jej bananowatość. Fraa lubi zespoły z poczuciem humoru.

Van Canto (źródło)
Oczywiście szanty szantami, ale kawiarce zdarza się słuchać również innych gatunków muzycznych.
I ostatnio pojawiło się olśnienie – olśnienie to, o dziwo!, pochodzi z Niemiec (A Fraa musi tu wspomnieć, że nie cierpi Niemców, jak jednak widać – czy raczej słychać – dobra muzyka wszędzie się trafi, zresztą kawiarka nie ukrywa, że jest parę innych niemieckich zespołów, które lubi) i nazywa się Van Canto. I – żeby dopełnić śmieszności sytuacji – jest to zespół powermetalowy.

Metal bez gitary, power metal a cappella? Zabawne, ale prawdziwe. No, ten brak instrumentów nie jest tu taki doszczętny – Van Canto korzystają z perkusji, a od czasu do czasu pojawi się też gitara, choć sporadycznie.
Po pierwsze: jest to zespół, który ma poczucie humoru. Albo – nawet jeśli nie ma – świetnie udaje, że ma. Właściwie kawiarce to wystarczy.



Powyżej mogliście Państwo zapoznać się z coverem piosenki Rebellion Grave Diggera. Tego właśnie Van Canto narobili sporo: coverów. W tym akurat przypadku, Fraa uważa, że nowa aranżacja przerosła oryginał, który jest tak epicki, że sam może mówić, co jest epickie. W swojej epickości jednocześnie jest... po prostu nudny.
Również nieźle wypadł cover Wishmastera, a Fraa stwierdziła, że Nightwish zrobiłby o wiele lepszy interes, gdyby po Tarji zatrudnił Ingę Scharf, zamiast niewydarzonej Anette Olzon. Ta pierwsza przynajmniej umie śpiewać.
Przeuroczy jest również cover Bard's song Blind Guardiana.
Niefortunnie za to, zdaniem kawiarki wypadła aranżacja a cappella Fear of the dark Ironów. Niby Van Canto robią wszystko jak trzeba, jest to ichnie dumdumdum, są fajne głosy, ale po prostu piosenka w ich wykonaniu nie ma za grosz tak zwanego przypierdu. Do oryginału, niestety, się nie umywa.
Van Canto:

Iron Maiden:
Natomiast jeśli tylko Van Canto nie będą robić coverów Ironów, to Fraa jest bardzo za. Bo zespół brzmi świetnie, a człowiek słuchając zapomina, że to przecież jest a cappella. Momentami nawet w miejscach, gdzie jest tylko perkusja, niemal słyszy się gitarę.


Kończąc więc muzyczne wynurzenia, Fraa oświadcza, że czeka na więcej tego typu perełek.

4 komentarze:

  1. A bo myk jest taki, że Ironów nie da się coverować ;) Są po prostu niecoverowalni, a to z tej prostej przyczyny, że nie ma lepszych od nich i tym samym wszystko co nagrają jest najlepszą możliwą wersją :D A Fear Of The Dark bez Dickinsona...? Smutek i żal, acz nadal mam wielką sympatię dla Virtual XI inny wokalista (bo Bruce miał wtedy fazę, ja was nie lubię, idę solo) a kawałki zacne. Acz muzycznie chyba też jeden z moich ulubionych albumów eveh! Ja chce słuchawki w pracy ;(



    A jeszcze o Niemcach mi się przypomniało! Wychowany na "Stawce większej niż życie" i "Czterech pancernych" żyłem sobie w przeświadczeniu, że jak widzisz Niemca, to strzelaj, bo Niemiec to świnia. W międzyczasie jakoś zaczałem dojrzewać i wraz z kiełkującym cięższym gustem muzycznym pojawił się Rammstein, potem już poleciało na Schandmaul, Lacrimosa(szwajcarzy, wiem), Scorpions, Die Toten Hosen(acz ledwo ich lizłem^^), w fazie techno był Skooter(How much is the fish?) i nawet ten wymieniany powyżej Van Canto(to już nie faza techno). Muzyka jest ponad narodowościami ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. "A bo myk jest taki, że Ironów nie da się coverować ;) Są po prostu niecoverowalni, a to z tej prostej przyczyny, że nie ma lepszych od nich i tym samym wszystko co nagrają jest najlepszą możliwą wersją :D"

    Kruffa podpisuje się wszystkimi czterema kopytami :D

    A Van Canto kosi i wymiata, to wiadomo, ale naprawdę zabawne jest to dopiero z teledyskiem. Jaką oni mają z tego frajdę!

    I jakoś tak tematycznie mnie uprzedziłaś, bo planowałam posta o swoich ulubionych głosach ;) Ale w takim razie poczekam z tym trochę. Jeśli chodzi z kolei o samą muzykę, zgadzam się w większości, choć jestem bardziej tolerancyjna względem wokalnych eksperymentów. Dla mnie jakoś ważniejsza jest całość i wrażenie, jakie robi, a żeby zrobić pewne rzeczy z głosem są niekiedy potrzebne większe umiejętności niż do zwykłego wycia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ironi są nuuuudni do bólu głowy :P

    Warto wspomnieć, że w wielu coverach VanCanto paluchy maczali wykonawczy oryginałów ;) Ot choćby "Bard Song" ;) Ale tutaj akurat Hansi się nie popisał i oryginał jest o wiele lepszy. Pikny jest kawałek "Kings of Metal" http://www.youtube.com/watch?v=IiESgYr35gA . W gruncie rzeczy parodia oryginału (ten teledysk XD ), ale królowie metalu są tylko jedni :P Do tego stopnia, że inni o nich śpiewają XD Tak czy owak ci radośni królowie metalu fajni są.
    Bardzo dobrze wokaliście wychodzi Hatfield, "Master of Puppets" http://www.youtube.com/watch?v=HSpuVsLnl1k&feature=related w wersji z "tany tany tany tany dydyn dydyn" na początku jest nieziemski XD chociaż jak ktoś zna to na pamięć to fakt, że gościu nie śpiewa tego identycznie jak w oryginale rzuca się w oczy (kwestia akcentu głównie).

    No i kawałek, który uwielbiam http://www.youtube.com/watch?v=EjpkzAJjGTU . Inga jest tutaj cudowna ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. No i ten kawałek, taki programowy http://www.youtube.com/watch?v=FrtXkik0ey0&feature=related :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...