poniedziałek, 7 lutego 2011

Granie na Fraakranie (kolejne) - Descent: Journeys in the Dark


Descent: Journeys in the Dark - pudełko
W ramach walki z siedzeniem przy komputerze, ostatni weekend Fraa spędziła siedząc na podłodze. I, musi przyznać, było to siedzenie nader owocne i miłe, jako że odbywało się przy grze Descent: Journeys in the Dark – mającej co prawda zaporową cenę, ale w zamian oferującej wiele godzin świetnej rozrywki.

Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy przy nabyciu Descenta, to pudełko, które jest ogromne. Człowiek od razu zaczyna dochodzić do wniosku, że cena w istocie mogła być całkiem uczciwa. Wewnątrz znajdą się elementy podziemi do składania, wielość figurek potworów, figurki bohaterów, sześć rodzajów kart, karty bohaterów, kostki, że już Fraa nie wspomni o kilku torebkach różnego rodzaju żetonów i znaczników, których wymienianie byłoby bez sensu. Grunt, że zawartość pudełka robi imponujące wrażenie. W dodatku niemal wszystkie te elementy są wykonane solidnie, starannie i ładnie. Można znaleźć wyjątki, oczywiście, zwłaszcza wśród figurek: niektóre są mniej lub bardziej krzywe (szczególnie dotknęło to szkielety), niektóre po prostu topornie wykonane (na przykład Red Scorpion wygląda zupełnie nieciekawie w porównaniu do innych bohaterów), potwory mają niekiedy powyginane podstawki, tym niemniej – poza mankamentami wynikającymi z podatności plastiku na zgięcia – w większości naprawdę trudno się przyczepić do wyglądu elementów gry. Grafiki na kartach i żetonach są bardzo ładne, fragmenty podziemi również.
Jest też, naturalnie, instrukcja, a oprócz tego – zeszyt ze scenariuszami.

A skoro Fraa wspomniała o scenariuszach, pora napomknąć o zasadach: jeden spośród graczy (tych może być w sumie od dwóch do pięciu) wciela się w Overlorda, zwanego dalej Mistrzem Podziemi, czyli po prostu w mistrza gry, który będzie rzucał kłody pod nogi bogom ducha winnym bohaterom. Pozostali gracze losują lub wybierają sobie po jednym bohaterze i... no cóż, i schodzą in the Dark, czyli do podziemi.
Nie ma co się oszukiwać: fabuła ma znaczenie mniejsze niż niewielkie. Chodzi głównie o przedarcie się przez hordy potworów i przejście kolejnego lochu, a czy bohaterowie tak naprawdę szukają haremu prawie-dziewic, porzuconego w podziemiach przez szalonego wezyra, czy może zeszli tam myśląc, że utłuką kilka koboldów i wrócą do miasta po nagrodę – to już zależy od graczy.

Elementy planszy.
Ciekawie przedstawia się sama plansza, którą Mistrz Podziemi układa na bieżąco z dostępnych elementów. Bohaterowie co jakiś czas napotykają na swojej drodze drzwi i dopiero po ich otwarciu Overlord dobudowuje kolejny fragment lochów.
Niestety, takie rozwiązanie ma też słabą stronę: poszczególne elementy planszy wpasowują się mocno na wcisk. Fraa już się domyśla, że po kilku lub kilkunastu rozgrywkach te „puzzle” będą miały koszmarnie zmasakrowane brzegi i niewiele zostanie z początkowego ślicznego wyglądu całości.

Jeśli zaś idzie o samą rozgrywkę, to – jak to bywa w tego rodzaju grach – wiele zależy od szczęścia i ten element losowości niektórym może przeszkadzać. Fraa zaczynała jedną przygodę trzy razy i za pierwszym razem rzuty kośćmi wyszły tak wdzięcznie, że Mistrz Podziemi wygrał w dwóch turach. Początek jest o tyle decydujący – zwłaszcza przy grze z minimalną dopuszczalną liczbą graczy – że bardzo szybko schodzą punkty zwycięstwa, a jeśli bohaterowie pozbędą się wszystkich punktów zwycięstwa, gra automatycznie się kończy. Z czasem robi się nieco spokojniej, bo w trakcie zwiedzania podziemi zdobywa się wspomniane punkty za otwieranie skrzyń ze skarbami, uruchamianie portali i inne dokonania.
Z kolei przy grze z maksymalną liczbą graczy znacznie mizernieją szanse Mistrza Podziemi, nawet biorąc pod uwagę fakt, że przecież potwory są odpowiednio silniejsze niż przy rozgrywce dwuosobowej.

Gra niewątpliwie wymaga wiele cierpliwości – jeśli bohaterowie mają szczęście, jeden scenariusz może swobodnie zająć cały dzień. Dla kawiarki to akurat jest dużą zaletą – Fraa nie lubi gier, które ledwo się rozłoży, już trzeba pakować, bo się skończyło. Tym bardziej w przypadku takich gier jak Descent, gdzie samo rozkładanie potrafi zająć pół godziny.
No właśnie – należy pamiętać o dwóch rzeczach: po pierwsze – do rozegrania przygody potrzeba naprawdę dużo miejsca. Po drugie – do rozegrania przygody potrzeba naprawdę dużo czasu.

Fraa musi powiedzieć, że jest bardzo zadowolona z zakupu Descenta. Zawartość pudełka w pełni usprawiedliwia porażającą cenę, a zabawy starczy na wiele długich dni. Później zaś wszystko w rękach gracza, który podejmie się wymyślać własne scenariusze. Nieliczne mankamenty w wykonaniu niektórych elementów bardzo nieznacznie obniżają ocenę i tak naprawdę martwi tylko to potencjalne wyświechtanie krawędzi fragmentów planszy.
No i Fraa ma jeszcze jedno zastrzeżenie: karty bohaterów – byłoby miło, gdyby zawierały, oprócz statystyk, jakąś treść bardziej fabularną, czyli chociaż parę zdań historii postaci; coś, co podkreśliłoby klimat.

Jednak nawet z tymi zastrzeżeniami, Fraa nie może nie przyznać, że jest to produkt z górnej półki, zasługujący co najmniej na solidne 8/10.






Kliknij, coby zobaczyć więcej zdjęć.

6 komentarzy:

  1. Urocze w tej grze jest to, że w sumie MG może swobodnie modyfikować podziemia. Jedne drzwi otworzyć, inne zamknąć dodać jedną rozpadlinę więcej i wymusić obejście. Na dobrą sprawę ilość możliwości jest ograniczona wyłącznie ilością elementów. A jak dorzuci się jeszcze portale i schody to zaczyna się robić miodnie:) Nieco boli z czasem zmniejszająca się ilość możliwości MG, bo sporo się ich powtarza, a i przyzwanie trójki szkieletów kiedy drużyna wciąga je nosem ma mało sensu. Pewnym ratunkiem może być modyfikacja zasad tak, żeby na przykład przy ilości bohaterów większej równej trzy nie nagradzać ich punktami zwycięstwa za aktywowanie portalu do wioski i pozostawić tylko te ze skrzyń i z samego początku. Bo statystyki potworów nie podskakują jakoś tak żeby robiło to różnicę. Biją zdaje się taką samą ilością kości, nieco podskakuje im życie i pancerzyk, ale nadal są to jednostrzałowce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wrzucenie fotek - wiem, że nawet jeśli miałabym Z KIM w to grać, to i tak nie miałabym GDZIE _^_

    OdpowiedzUsuń
  3. Ulv, trzeba by przetestować, ale nie wiem czy akurat wywalanie punktów zwycięstwa z portali to dobry pomysł. Może ze skrzynek, gdzie i tak są randomowo - portale to jedyne pewne i stałe źródło tych punktów. Jeśli je wywalić, to przez całą grę będzie praktycznie jak na początku: znaczy się jeden-dwa zgony i koniec gry. A o zgon naprawdę łatwo. Przecież Roland zginął tuż przed głównym bossem na przykład.
    Może, zamiast tego, pogrzebać w statystykach potworów?
    Będziemy musieli z Oposami to przetestować kiedyś, w większym gronie. Tamto kiedyś to było trochę za krótko. ;)

    Hevs, no niestety. Straszliwie przestrzeniożerne to jest. ;/ Z kim to nawet nie powinien być aż taki kłopot, bo 2-5 graczy, ale miejsce... Słabo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie portale wydają mi się sensowne, w skrzynkach możesz ich mieć randomowo od 0 do zdaje się 6 oO. Przy wiekszej ilości graczy namnażanie potworów traci swój kilerski czar i staje się wyłącznie przeszkadzajką. Za przykład podam grę z Oposami, gdzie pomimo namnażania nie byłem w stanie skosić Piratki, a w międzyczasie Opos nakosił mnie aż miło, w 2 turze praktycznie byłem bez potworów, bo każde z was mnie coś usiekło. Przy 2 graczy robię Ci po prostu zerg rush a potem spitalam tak, żebyś mi nie ścięła jednym bohaterem 2 paskudów. Przy 3 graczach to już trudne, bo bohaterowie zazwyczaj mają więcej punktów ruchu, mogą atakować 2x na turę, a jak są zakuci w pancerzyki to się mogę posmarkać a nie ich ubić (tu wyjątek Manticory oO kurde przegięte są jak tak patrzę na inne mobki oO). Weź też na uwagę, że większość moich potworów rzuca tylko 2 kościami(kośćmi?), naprawdę musze mieć fart, żeby zranić bohatera.

    Z przestrzenią bym aż tak nie przesadzał, fakt sporo jest elementów, ale nie specjalnie więcej niż w przeciętnej grze planszowej. Loszek, który zbudowaliśmy nie zajmował aż tak dużo miejsca, widziałem większe plansze. Reszta to pewnie kwestia zaplanowania sobie ułożenia. Niestety zaczynaliśmy grać w sobotę koło 12-13, a kończyliśmy w niedzielę wieczorem, więc się troszku rozsypło przez noc:) Ale na stoliku jakimś syćko ma szansę się pomieścić:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Toteż myślałam o tym, żeby na przykład więcej kości dać potworom. Nie wiem: po kości mocy im dodać czy coś.
    Grą z Oposami bym się nie sugerowała - znaczy jeszcze nie, bo była tylko jedna. Pierwsza rozgrywka w sobotę skończyła się na drugiej turze. Zmiażdżyłeś Romana dwa razy i tyle tego było. Miałam fatalne rzuty, Ty miałeś świetne. W przypadku Oposów pewnie też tak było (nie wiem, nie pamiętam dokładnie, bo wszyscy już byli zbyt wkur... zmęczeni). Trzeba by popróbować więcej razy.

    Nic to, trzeba jeszcze potrenować w różnych składach ilościowych.

    Z planszą jest jeszcze ten kłopot, że ma nieregularny kształt. Równie dobrze mogłaby być długaśna i cienka, albo jakoś tam inaczej pociągnięta. Jej wielkość też jest zmienna. Ta pierwsza akurat była spoko. Ale zobacz, ile jest dodatkowych elementów. Samo pudło z potworami dużo zajmuje. Nawet zakładając, że elementy planszy byłyby ładnie ułożone w stosiku, to - oprócz potworów - jest pudło (lub jakaś inna przestrzeń, ale pudłowy stoliczek chyba nieźle się sprawdza) ze wszystkimi żetonami itepe. No i każdy gracz też potrzebuje trochę miejsca na karty. Znaczy jakby mieć duży stół, no to by się zmieściło. Na biurku raczej nie. ;) Wydaje mi się, że kawał podłogi jest jednak najlepszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z Romanem był jeszcze ten kłopot, że nie miał żadnego pancerzyka, wyszłaś nim za bardzo do przodu i dobiegłem do niego wszystkim co miałem. Tutaj nie byłoby żadnej różnicy czy byłyby punkty za portale czy nie, bo to był sam początek, do portalu był kawałek drogi. A pamiętasz jaka była różnica jak podpakowałaś sobie tego strzeleckiego buraka w ostatniej partii? Moje piekielne psy przybijał do ścian, a one mogły go najwyżej posmyrać po kołczanie. Miałem ich 3, z czego jeden elitarny i żaden nie zadał Ci ani jednego punktu obrażeń ;> A mają atak masowy! ;P W sumie wychodzi na to, że jak w pierwwszej sali uda mi się obskoczyć Twoją dwójkę i ubić przynajmniej jednego, to mam szanse, bo przy przyroście punktów za portale i skrzynie moje szanse na wygraną spadają dramatycznie z każdą skrzynią (ekwipunek,punkty), portalem (punkty). Swoją drogą można spróbować rozgrywki 3 vs 1. Potwory są takie same jak w 2 vs 1, jedyna różnica to ta, że ciągnąłbym 1 punkt zagrożeń więcej. No i musiałabyś grać za trzech :)

    I wiadomo, podłoga żondzi, ale nadal wydaje mi się, że plansza do takiego Arkham jest większa:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...